wtorek, 23 stycznia 2018

Nimfa. Strona 4





     

W środku śmierdziało starym kurzem, stęchlizną i myszami. Może nawet grzybem nie była pewna i tak się dziwiła, że cokolwiek czuje po tym smrodzie, jaki panował na zewnątrz. Prawdę mówiąc to po dawce takiego wątpliwego aromatu, powinna stracić na jakiś czas powonienie, na dłuższy czas. Kichnęła raz, a potem drugi i trzeci. Stanowczo to nie było dobre miejsce do mieszkania, rozchoruje się tutaj, złapie jakieś paskudztwo albo jeszcze gorzej zjedzą ją myszy. Ze złością pomyślała, że jest głupia, czego oczekiwała, czerwonego dywanu i złotych klamek? Przecież widziała, że ten dom to rudera i ledwo trzyma się w jednym kawałku. Ludzie mieszkają na dworcach, czy w kanałach, więc może ona zdoła znaleźć tu kawałek suchej podłogi i ściany chroniącej przed deszczem i zimnem, taki akurat by móc się wyspać. Jutro pomyśli, co dalej.
Schody, po których wchodziły na piętro, sprawiały wrażenie tak kruchych, że bała się postawić na nich stopę z obawy, że deski popękają pod jej ciężarem. Wystarczyło, że lekko oparła stopę a już uginały się, trzeszcząc niemiłosiernie, poręcz też nie wyglądała na stabilną w razie upadku nie było się, czego złapać. I pomyśleć, że z własnej nieprzymuszonej woli zgodziła się na ten taniec nad przepaścią, chyba zupełnie zwariowała. Pomimo obaw udało się jej dotrzeć na piętro w jednym kawałku, deski wytrzymały. Korytarz na piętrze był ciemny, depresyjnie bury, stęchlizna wisiała w powietrzu niczym warstwa starych firanek. Tak gęstych i twardych, że można było w nią wbić siekierę. Znowu łzawiły jej oczy, a z nosa pociekł katar. Staruszka memłając następnego wyciągniętego z kieszeni dresów cukierka, otworzyła jedne z wielu drzwi po lewej stronie korytarza.
Pokój ni jak nie pasował do reszty domu, biała drewniana podłoga lśniła czystością, a na dodatek ozdabiał ją puszysty, piękny, srebrzysto mieniący się dywan. Ściany wytapetowane szarą przypominającą płótno tapetą tylko gdzieniegdzie ozdobione były fikuśnym fioletowym kwiatkiem. Biała, trzydrzwiowa, drewniana szafa, biblioteczka i komoda urzekały prostym niewymuszonym wdziękiem, a nad szerokim łóżkiem wisiał śnieżnobiały baldachim. Taki pokój to marzenie każdej romantycznej nastolatki. I do tego wielka przeszklona weranda z bujanym fotelem. Żyć nie umierać. Tego się nie spodziewała, taki pokój nie miał prawda funkcjonować w tej ruinie. Tu nic nie było normalne, nic do siebie nie pasowało. Gdzie ona się znalazła? A może babcia tak dużo paliła, że ona od samych oparów jest naćpana?
-Tu ma kilka książek tak żeby się nie nudziło.
Przejechała wzrokiem po grzbietach książek zgromadzonych w biblioteczce, z tego, co zdążyła się zorientować to było tu dużo historycznych pozycji, nie mało fantazji i trochę poezji. Coś w sam raz dla niej. Sama lepiej by nie skomponowała zawartości półek, a pomyśleć, że przed chwilą kawałek suchej podłogi wydawał się być szczytem marzeń.
-Łazienka jest tu.
Dziwne, ale chwilę wcześniej, wcale nie zauważyła tych drzwi. Zupełnie tak jakby jeszcze przed chwilą ich tu nie było. Może naprawdę ich nie było? Czy to możliwe, by nagle pojawiały się drzwi do łazienki? Ten dom był dziwny, nieprzewidywalny, a być może nawet niebezpieczny
-Nie ma wanny, musi to jakoś przeżyć, może gdybym przypuszczała..- Staruszka podrapała się po berecie.
-Nie ma sprawy, prysznic jest w porządku.- Owszem lubiła gorące kąpiele z solą i olejkami aromatycznymi, ale spokojnie mogła się bez nich obejść. Są to dobrze, nie ma ich, to nie koniec świata. Znajdzie inny sposób by się zrelaksować, czy uspokoić nerwy. Nie podzielała obsesji matki na punkcie wody.
-Wyrodek. Normalnie wyrodek.- Staruszka przyglądała się jej z niedowierzaniem trochę tak jakby gapiła się na wyjątkowo rzadki okaz dzikiego, dawno wymarłego zwierza.
Nieprzyjemna pewność, że guzowata kobieta jest niespełna rozumu, a to, co wcześniej brała za ekstrawagancję, artystyczną pozę było tylko zwykłym objawem szaleństwa, trochę przerażała. Nie miała zielonego pojęcia jak należy zachowywać się w towarzystwie wariatów, ciągle przytakiwać? Uciekać? Obiecała sobie, że w żadnym wypadku nie rozzłości gospodyni. Tak na wszelki wypadek. Lepiej nie ryzykować szczególnie, że kobieta w berecie miała niezłą krzepę i rozeznanie w terenie.
-Kolacja za dwie godziny ma być gotowa, przyjdę po nią.
-Dobrze- Zgodziła się z przyzwyczajenia i tylko, dlatego, że właśnie obiecała sobie, że nie rozzłościć staruszki. Myśl, że będzie musiała jeść w pomieszczeniu gdzie panuje brud i śmierdzi zdechłymi myszami nie nastrajała jej optymistycznie. Przez ułamek sekundy oczami wyobraźni zobaczyła zarośnięty pleśnią garnek, pełen zdechłych much i robali, z którego to staruszka wyciąga dla niej porcję na talerz, przypominający świńskie koryto. Szczypiąc się mocno w udo przegnała tę przerażającą wizję. Zrobiło się jej niedobrze, miała ochotę zwymiotować, najpierw ten straszny wnikający w każda komórkę ciała smród, a teraz wizja jedzenia pomyj, to za dużo jak na nią. Kilka dni diety, czy nawet ścisłej głodówki na pewno jej nie zaszkodzi, taką miała w każdym razie nadzieję. Musi coś wymyślić, przecież prócz dachu nad głową otrzymała też czas, który może spożytkować na stworzenie planu b. Musi tylko jakoś przetrwać. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć, ba na pewno się nie powtórzy, matka o to zadba.
-AAA. Sama nie wychodzi z pokoju, przynajmniej do czasu aż się dom przyzwyczai.- Oznajmiła na odchodnym staruszka głosem zbyt poważnym, by zignorować jej słowa, przy okazji głośno trzaskając białymi zbyt dobrze wyglądającymi jak na takie traktowanie drzwiami. Chyba dla podkreślenia wagi swych słów, trzaskanie drzwiami zamiast wykrzyknika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.