wtorek, 9 stycznia 2018

18.Apostazja. Za stronę zapłaciła rodzina Wehowski.







-Przejdzie, miałaś dziś dużo szczęścia.
-Nie wiem, czy miałam szczęście- Czuła, że jakaś mała plamka tej przerażającej czerni, została w jej kościach, skaziła ją na zawsze. Zło przyczajone na tej pustyni, wyciągnęło po nią swe łapy, niby się wycofało, odpuściło, ale pozostawiło kolec, by ją kiedyś odnaleźć. Nie wiedziała, czy drugi raz uda się jej uciec, pokonać, to, co odebrało jej wolę walki, zmiażdżyło, prawie pokonało. Ta ciemność była porażająca.
-Tak daleko nie powinno sięgnąć- Dijkstrek odwrócił głowę i spojrzał tam, gdzie został czarny piasek i przerażająca cisza.
-Co tu się stało, o jakim kataklizmie wspominałeś?- Zabrakło jej odwagi, by też się obejrzeć, upewnić, czy ciemność nie podąża ich tropem. Nie znalazła w sobie nawet tyle siły, by choćby spojrzeć.
-Co do kataklizmu- wtrącił się blondas, wkurzając ją, bo miała nadzieję, że Dijkstrek jej, coś powie, wytłumaczy- są różne teorie, co jedna to ciekawsza.
-Taka o schizofrenii, czy o pełzających kaktusach? –Warknęła, mając nadzieję, że strzeli focha, obrazi się i oddali, a ona będzie mogła spokojnie porozmawiać o prawdziwej naturze zła z kimś, kto orientuje się w temacie. Niestety jej nadzieje okazały się płonne, nie dał się tak łatwo spławić.
-Mi najbardziej podobała się opowieść o bogini, ogromnej, złotej wiewiórce z diamentowymi zębami, co to żyła w płomieniu, umiejscowionym głęboko w ziemi, pod pustynią.- Puścił do niej oko, ale zignorowała to
-Że, co?- Nigdy nie słyszała o wiewiórce, która była boginią.
-Ta wiewiórka miała orzech, a gdy go rozgryzła, wyskoczyli z niego pierwsi ludzie. I spodobali się jej ci pierwsi ludzie, bo rozczesali jej złotą kitę, która się skołtuniła i nie świeciła już tak jak powinna i dlatego dni na pustyni były mroczne i krótkie. I gdy ludzie zauważyli, że ogon wiewiórki sprawia, że jest jasno, wielbili ją, bo wiedzieli, że jest prawdziwą boginią. A ona zrozumiała, że ludzie są przydatni, dlatego rozgryzła nowy orzech, by na pustynię wyszli następni ludzie.
-To ci ludzie w tym płomieniu wychodzili z orzecha, czy na pustyni?- Opowieść o wiewiórce ją przerastała.
-Nie wiem, ale wkrótce ludzi było tak dużo, że wiewiórka rozesłała ich po świecie, by głosili o niej prawdę i nakłaniali wszystko, co żyje, by oddało jej hołd. Szczególnie upodobała sobie młodzieńca, co miał włosy tak złote jak jej ogon. Uczyniła go swym kapłanem i objawiła kilka ważnych prawd. Służył jej przez wiele lat i był surowym kapłanem. Potrafił rozpłatać człowieka na pół, tylko za to, że ktoś miał wątpliwości, czy wiewiórka jest boginią, albo, gdy nie dość gorliwie czesał jej ogon. Ona wynagradzała jego służbę i pozwalała spać w łupinie, z której wyszli pierwsi ludzie. I pewnego dnia, zamiast wielbić, jak co dnia mądrość wiewiórki, wykrzyczał, że jedyną drogą, jaką może iść jest apostazja. Krzyczał, że wyrzeka się wiewiórki i orzecha, z którego wyszedł pierwszy człowiek.
-A ta apostazja, to, co za czort?- Głupio się jej było przyznać, że nie wie, ale z doświadczenia wiedziała, że lepiej wcześniej się przyznać do niewiedzy, niż później wyjść na skończoną idiotkę.
-Wyrzekł się wiary w złotą wiewiórkę z diamentowymi zębami i święty orzech. Odrzucił prawa, które im narzuciła.- Wytłumaczył, nie pusząc się przy tym, że wie więcej od niej i nie wyśmiał jej ignorancji.
Spojrzała pytająco na Dijkstreka, ale on tylko wzruszył ramionami.
-Nie spotkałem wiewiórki z diamentowymi zębami, nic nie wiem o świętym orzechu. Ogólnie cała ta historia jest trochę naciągana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.