piątek, 18 maja 2018

46. Pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Za stronę zapłaciła Kasia.





Płatki kwiatów, które przez ostatni miesiąc podlewała swoimi śmierdzącymi wywarami wiedźma, dojrzały, kusząc bladoróżową, mięsistą konsystencją. Matka pilnowała, by wiedziona dziecięcą ciekawością nie zbliżała się do rośliny i kobiet, które zawzięcie próbowały odpiłować płatki. O ile młodsza skakała, jakby atakowało ją stado wściekłych os i piszczała ze strachu, to wiedźma pozwalała sobie na oszczędne, wyliczone, co do centymetra ruchy. Zielony, jadowity bicz szalał, atakował z furią, próbując wbić nasączone jadem kolce w ciała okaleczających kwiat, kobiet. Wiedźma z kamienną twarzą, niewyrażającą żadnych uczuć i myśli, piłowała u nasady bladoróżowy liść, taką sama piłą, jaką mężczyźni wycinali w lesie drzewa. Pot płynął jej po czole, różowa koszula kleiła się do pleców, ale nie zwracała na to uwagi. Zielony bicz świszcząc i wijąc się, znowu ominął o jakieś dwa centymetry jej głowę, którą ułamek sekundy wcześniej odchyliła do tyłu. Nie wyglądała na zdenerwowaną tym atakiem, zebrane kobiety za to jęknęły strachliwie i odsunęły się dwa kroki w tył od kwiatu i śmiercionośnego zielonego bicza. Każda z nich, nawet ona, choć była jeszcze mała wiedziały, co by się stało, gdy zielony bicz trafił w twarz wiedźmy. Nikt, by jej już nie pomógł, nie uratował. Pierwszy liść upadł na spalaną jadem trawę z głośnym mlaśnięciem. Młoda pomocnica wiedźmy zapiszczała. Rude, przetykane srebrem, mokre od potu włosy przykleiły się do twarzy i głowy wiedźmy, ta jednak nie zwracała na nie uwagi. Sprawnie odchyliła się przed zielonym biczem, który zmierzał dokładnie w stronę jej klatki piersiowej, niemal dotykając plecami spalonej trawy, ale nie wypuściła z ręki piły. Jeden płatek to za mało, wiedźma chciała więcej, bo jeden starczy tylko na dzisiejszą kolację, a ona planowała uwędzić kilka płatków, by mieć je pod ręką, kiedy będą naprawdę potrzebne. Zielony, śmiercionośny pęd szalał, pomocnica zachrypła od pisków, potknęła się o własną pasiastą spódnicę i o mało nie nadziała na kolec ociekający jadem. Matka złapała ją mocniej, miała wrażenie, że ramiona ktoś wcisnął jej w imadła, ale nie próbowała się wyrwać, wiedziała, że po takiej próbie zostałaby odesłana do domu, a tego nie chciała. Nie chciała denerwować matki, nie po tym jak w zeszłym roku narozrabiała. Nie miała wtedy złych zamiarów, nie chciała zrobić nic złego, wręcz przeciwnie. Jej ukochany, młodszy brat tak bardzo chciał spróbować mięsistego, smacznego listka i tak jak ona, chciał śnić o innym świecie pełnym niewytłumaczalnych cudów i kolorów. Ukradła kawałek listka i przyniosła mu za szopkę z narzędziami tak, jak się wcześniej umówili. Nie zdążył spróbować, nawet przyłożyć płatka do ust, matka niczym płonący ptak pojawiła się znikąd i wyrwała mu płatek. A potem przełożyła ją przez kolano i tłukła w tyłek. Nawet nie czuła bólu, tak była zszokowana, że jej mama, która zawsze była spokojna, mama, które ze śmiechem wybaczała wszystkie psoty i figle, ta, która nigdy nie krzyczała nagle wpadła w tak straszliwą furię. Wcześniej nie wiedziała, dlaczego mężczyźni nie jedli bladoróżowych płatków, nie wiedziała, że są dla nich niebezpieczne, a teraz mama krzyczała, że przez nią jedyny syn, który przeżył zostałby wykastrowany i pozbawiony rozumu. Nie rozumiała, dlaczego jedzenie kwiatów może być niebezpieczne i bolał ją tyłek, ale przyrzekła, że już nigdy nie będzie taka lekkomyślna.
Młoda pomocnica wiedźmy wyła jak wściekły zwierz, przykładając jakieś zielsko do rozcięcia na nodze. Wiedźma nie zareagowała na wrzaski młodej, dalej cięła bladoróżowy liść.
-Puść ją - Warknęła w ich stronę wiedźma.
Poczuła jak matka jeszcze mocniej zaciska palce na jej ramionach, jeszcze chwila i ona też zacznie wyć z bólu.
-Puść ją mówię, potrzebuję jej.- Nie krzyczała, ale w jej głosie było coś takiego, co ciężko zignorować.
-Nie! – Wrzasnęła matka- Ona jest za młoda. Nie potrafi, nikt jej nie uczył- dodała ciszej, a w jej głosie zabrzmiała rozpacz.
-Ona ma to we krwi, nie utrzymasz jej z daleka, to jej przeznaczenie.- Wiedźma odskoczyła od listka i dopiero teraz kobiety zauważyły, że urósł drugi zielony pęd, który właśnie atakował wiedźmę.
-Ona jest za młoda, to nie jest jej czas.
-Ktoś zadał pytanie- wiedźma była zła.
-Które?- Wyszeptała matka.
-To, na które, odpowiedź jest ważniejsza od pytania, ale nikt jej nie wypowie na głos, bo nie zna pytania i na, które nie ma odpowiedzi.
-To?- Matka upadła na kolana, wywracając ja przy tym i się rozpłakała.- To pytanie, na które nie ma odpowiedzi. To, które samo jest odpowiedzią?

środa, 9 maja 2018

45. Pusta kartka. Za stronę zapłaciła Kasia.































Pusta kartka. Czuła się jak pusta kartka. A ktoś patrzył. Patrzył tak obrzydliwie, wulgarnie, intensywnie, wszystkimi porami skóry próbował przebić się do środka, wyłapać jej myśli i emocje. Była jak pusta kartka, a ktoś próbował ją zbrukać, obedrzeć z godności. Gapił się, gapił tak intensywnie, że aż trzęsła się pod nią ziemia. Bolała ją skóra i kark. Gapił się tak, że aż huczało jej w uszach. Była jak pusta kartka. Zaraz, dlaczego dudni jej w uszach? Próbowała się skupić.

-Obudź się- usłyszała głos dochodzący z bardzo daleka, a twarz zalały jej łzy.

Zaraz, jakie łzy? Przecież nie płakała. Próbowała otworzyć oczy, ale była jak pusta kartka.

poniedziałek, 7 maja 2018

44. Ktoś patrzy. Za stronę zapłaciła Kasia.






Ktoś patrzy.



Lodowata, nieistniejąca pijawka nieprzyjemnie ślizga się po jej rozgrzanym słońcem pustyni, karku. Ktoś ją obserwuje.



Jest sama. Na tej cholernej pustyni nie ma nikogo innego.



A jednak ktoś patrzy.



Mijają nieskończenie długie minuty a ten ktoś nadal ją obserwuje.





Nerwowo, odgania się od gapiącego się natręta. To jednak nic nie daje. On nadal się na nią patrzy.





Zimna pijawka drażni skórę.





Nie ma nikogo, a jednak ktoś nie odrywa od niej wzroku.





Ktoś patrzy, a to doprowadza ją do szaleństwa.





Klnie, nawet nie myślała, że zna tak obrzydliwe i wulgarne słowa.





To nie pomaga. Ktoś nadal patrzy.





Czuje się osaczona, zbrukana.



Łapie piasek w dłonie i rozsypuje wokół, tak by tamten nie mógł się gapić. W ataku szału rzuca piaskiem, by go oślepić. Zmienia się w burzę piaskową.



Ktoś patrzy.





Ociera łzy dłońmi szorstkimi od piasku. Upada na kolana. Ktoś patrzy.