piątek, 12 stycznia 2018

20.Bibi. Strona zapłacona przez rodzinę Wehowski.







-Aż się grzeszni i nierozumni ludzie opamiętają. Po kataklizmie, gdy tym orzechem wiewiórka o diamentowych zębach trzasnęła o oazę i gdy wkurzona bogini ukryła się we wnętrzu ziemi, ludzie całkiem zbłądzili, zdziczeli. Szybko stali się bardziej podobni do małp niż do pierwszych ludzi tych, co wyszli ze świętego orzecha i bez obecności złotej wiewiórki o diamentowych zębach zaczęli żyć jak dzikie zwierzęta. W swoim obłędzie i bez przewodnictwa łaskawej i mądrej bogini zapomnieli nawet mowy, to był długi okres ciemności, zdziczenia, który trwał, aż do momentu, gdy przez przypadek został odnaleziony okruch świętego orzecha. To był prawdziwy cud, szczodry dar od niebios. W ludzkich sercach wezbrała fala nadziei, że w końcu uda się odmienić los. Kapłani złotej wiewiórki o diamentowych zębach ponieśli dobrą nowinę do zdziczałych ludzi, nawet do tych na końcu świata, tych na pustyniach i tych, co żyli w nieprzebytych puszczach, opowiadając o cudzie obudzili ludzkość z letargu. Za sprawą cudu i kapłanów, którzy poszli świat nie bacząc na prześladowania i niebezpieczeństwo ludzie podnieśli się z kolan wyleźli z zatęchłych nor. Uwierzyli, że bogini wiewiórka kiedyś do nas powróci, naprawi ten świat i ziemia znowu będzie rajem.
-I ty pewnie jesteś potomkiem pierwszego kapłana?- Spytała ironicznie, chciała, żeby sam potwierdził, że jest wariatem. Swoją droga powinni ją uprzedzić, że wyrusza z nią na pustynię jakiś religijny świr. Nagle przeszedł jej po plecach pomimo ukropu lejącego się z nieba, zimny dreszcz i przerażona zadała sobie pytanie, a co jeśli ta cała pokręcona wyprawa wyruszyła tylko po jakiś odprysk świętego orzecha, albo jeszcze gorzej po mityczną wiewiórkę o diamentowych zębach? Stąd ta tajemnica? Dlatego nic jej nie mówili i dlaczego ona głupia z własnej woli zgodziła się jechać?
-Gdzie tam, kiedyś na trakcie, a kaca wtedy miałem gigantycznego, - uśmiechnął się do wspomnień- spotkałem takiego dziwaka w poszarganej pseudo złotej szacie, pięknie opowiadał, naprawdę, aż słuchać się chciało, choć łeb pękał a żołądek gwałtownie protestował. Tak mi się spodobała ta jego pokręcona historia, że zafundowałem temu oryginałowi kolację w karczmie, a po namyśle dorzuciłem jeszcze nocleg, a co mi tam, dobrze mieć wtyki u najwyższego kapłana wiewiórki o diamentowych zębach. Nie wiem, co się z nim potem stało, wstał wcześniej niż ja, nawet się nie pożegnał tylko poszedł w swoją stronę.
Naprawdę ulżyło jej, tak bardzo, że aż głośno westchnęła. Nie chciała mieć nic wspólnego z żadną sektą, szczególnie tu na pustyni, gdzie nie mogła trzasnąć drzwiami i wyjść zostawiając za sobą cały ten syf.
-Szczególnie, że podobno warto pracować na przychylność Bibi.- Dodał zadowolony- A kolacja i nocleg to naprawdę niezbyt wygórowana cena, za błogosławieństwa i obietnicę wygodnego kąta w lepszym świecie.
-Kogo?- Nie zrozumiała, spojrzała na Dijkstreka, ale on tylko wygiął delikatnie kąciki, niewysuszonych, niespękanych jak u reszty wyprawy ust, dając tym samym do zrozumienia, ze nie pojęcia, o czym mowa.
-Bogini wiewiórka o diamentowych zębach, czyli inaczej Bibi. Przecież to logiczne, że musi się jakoś nazywać
-Bibi?- Nie mogła w to uwierzyć.
-Co ci się nie podoba w tym imieniu?
- Spodziewałam się czegoś bardziej majestatycznego, wzbudzającego respekt. Słowa, które samo podcina cię w kolanach zmuszając do uklęknięcia i oddania hołdu. A nie Bibi, które sprawia, że parskasz śmiechem i myślisz o szmacianej lalce albo o piesku uszytym z gałganków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.