piątek, 18 stycznia 2019

Nimfa. Strona 31



Leontyna ani Franciszka nie wyglądały na specjalne zmęczone, owszem było widać, że przez ostatnie godziny nie leżały plackiem przed telewizorem, ale dla nich powrót na pewno nie stanowił problemu. Po ich postawie widać było, że na prawdę kochały góry i często fundowały sobie długie wycieczki. Dziewczyny wcale nie potrzebowały zachęty ze strony babci, by się katować i męczyć. To ona, Afrodyta była wyrodkiem i do tego strasznie leniwym. W tej chwili zazdrościła siostrom z całego serca kondycji i dobrego samopoczucia, ona sama czuła się tak jakby przejechał po niej walec i wrócił, jeszcze raz ją przejechał i jeszcze raz i jeszcze raz.
-Tam dolina głupie, wieje mało- Babcia wskazała guzowatym palcem w dół, zupełnie ignorując pytanie wnuczki o zębatego jegomościa.
Afrodyta, choć zazwyczaj tego nie robiła zaklęła brzydko pod nosem, była tak zmęczona, że nie miała sił wstać, a wskazane przez babcię miejsce było tak daleko, prawie na końcu świata. Spojrzała jeszcze raz i teraz była pewna, że ta dolina jest dla niej dziś nieosiągalna. Miała wrażenie jakby babcia właśnie zaproponowała jej wycieczkę na księżyc, skala trudności i prawdopodobieństwa powodzenie ta sama. Ta dolina to inna galaktyka. Nie da rady, to zwyczajnie niemożliwe. Jedyna możliwość pokonania tej trasy jest taka, że usiądzie na plecak i zjedzie na nim ścieżką w dół. Co prawda ze względu na położenie szlaku, nachylenie i wystające kamienie takiego zjazdu mogłaby nie przeżyć w jednym kawałku, dlatego postanowiła, że poczeka tutaj gdzie jej dobrze. Prześpi się odpocznie, pomyśli. Zabiorą ją jak będą jutro wracać.
- Wydziwia i po co? Nie wydziwia, dać to nic jej nie da–Babcia znowu czytała w głowie dziewczyny, a może nawet nie musiała, bo przecież Afrodyta sama wiedziała, że wygląda jak kupka nieszczęścia.
-Nie dam rady.- Jęknęła - Znęcasz się nade mną, umrę tu.- Nawet nie potrafiła porządnie zaprotestować, głos jej drżał, a ona resztkami sił próbowała zapanować nad sobą, by się nie rozryczeć i całkowicie nie rozkleić. To wszystko nie było w porządku, nikt nie miał prawa zmuszać jej do takiego wysiłku. Nawet babcia. Ogólnie wcale nie wydziwiała po prostu to był kres jej wytrzymałości. I tak dała z siebie więcej niż powinna, niż przypuszczała, że może.
-Akurat.
To wszystko, na co było stać babcię? Nie było przemowy, że jeśli Afrodyta chce to może zdobywać najwyższe, niedostępne dla innych szczyty? Choć akurat w tym przypadku raczej chodziło o to, że może z zejść z gór w dolinę. Nie zmobilizowała wnuczki, nie zachęciła, nie zamachała nawet marchewką przed nosem. Nawet małej nędznej nagrody nie obiecała, słabiutko. Samo –akurat- to raczej marna mobilizacja, a jednak jakby na przekór wszystkiemu Afrodyta wstała. Nie żeby komuś, czy choćby sobie samej coś udowodnić, do pionu zwyczajnie podniosła ją złość. Mięśnie bez porozumienia z mózgiem, dokonały przemiany w obijające się o siebie nawzajem, nawet przy najmniejszym ruchu, kamienie. Bolało nawet przy oddychaniu. Stojąc bała się mrugnąć powieką. W tym momencie bardzo, ale to bardzo nie lubiła swoich sióstr, które zarzuciły plecaki na plecy i niecierpliwie przebierały nogami, by iść dalej.
-Plecak odda głupia. Sama zadbam, złamać by mógł, a ciasto czekoladowe zjadła, szkoda by było- I nie czekając na reakcję Afrodyty, babcia bez żadnego wysiłku zarzuciła sobie drugi plecak na grzbiet. Malutka babunia objuczona dwoma ogromnymi plecakami niczym osioł, czy muł ruszyła żwawo do przodu, brakowało tylko śpiewu na ustach i radosnych podskoków. W sumie Afrodytę nawet teraz, gdy była tak bardzo zmęczona zainteresowało, jaką piosenkę wybrałaby dziwna babcia w berecie. Rytmy z Jamajki?

Pozory. To wszystko to tylko pozory, które mamią, zwiodą, oszukają zmysły. To jest niesprawiedliwe, Afrodyta jest zbyt młoda i niedoświadczona by analizować wszystko, co zobaczy, szukać w każdym z ludzi fałszu czy kłamstwa. Ciągle wypatrywać drugiego dna. Już od początku tej rozgrywki stała na przegranej pozycji. Białe powinno być białym, a czarne czarnym tak, by można było w spokoju cieszyć się życiem, bo od tego ciągłego myślenie bolała ją głowa. Musiała zrobić coś, co na chwilę oderwie myśli od bólu, który skutecznie paraliżował ciało, inaczej zwariuje. Mogłaby zagadnąć siostry tyle, że te gnały jak na złamanie karku, tak jakby im ktoś za to płacił, zostawiając ją daleko w tyle. Rozmowa byłaby wskazana, ale nie miała się, do kogo odezwać, więc zaczęła się rozglądać, by zająć czymś swoją uwagę. Niebo nad ich głowami było nienaturalnie niebieskie, a rzadkie kępki kosodrzewiny zbyt soczyste tak jak na zbyt podrasowanej w programie graficznym fotografii. Skały i kamienie, gdy im się przyjrzała dokładniej, też nie wyglądały tak zupełnie zwyczajnie. Po kilku minutach zaczęła dostrzegać ukryte w kamieniu kształty. Na przykład tam niżej niedźwiedź zupełnie jak prawdziwy, z łapami uniesionymi wysoko atakował niewidzialnego przeciwnika. Przyjrzała się dokładniej i z niepokojem stwierdziła, ze a nie ten kamień przed niedźwiedziem, wyglądał zupełnie tak jak człowiek leżący na plecach, bezradnie zasłaniający się rękami przed atakiem. Kawałeczek dalej przy ognisku siedzieli nieświadomych tragicznej walki człowieka ze zwierzęciem rozbawieni ludzie, wyraźnie odznaczało się dziecko, dziewczynka z włosami splecionymi w dwa warkoczyki. Nie były to idealne kształty, czy właściwe proporcje, wyglądało to raczej na dzieło szalonego artysty, który szukał nowej formy wyrazu. Życie zalane warstwą kamienia, ale nie tak jak w Pompejach, gdzie po wybuchu wulkanu zapanowała śmierć. Tu jak pod warstwą kamiennego lukru dalej istniało życie ludzie jedni, bawili się, walczyli. Z drugiej jednak strony, dlaczego nie? Dlaczego coś, czego nie rozumie nie mogło istnieć, żyć? Czy znała odpowiedzi na wszystkie pytanie? Nie. A odkąd poznała babcię wszystko straciło sens i nie było już pewników i łatwych rozwiązań. Poczuła jak wraca jej spokój, a wtedy jak to zwykle bywa ukuła ją boleśnie nowa, natarczywa myśl. Co może się stać, gdy cienka warstwa kamienia pęknie wypuszczając na wolność to, co tak skrupulatnie ukrywała? Czy będzie wtedy bezpieczna? Może wielki niedźwiedź zostawi swoją ofiarę i pobiegnie za nią? Może ludzie, którzy siedzą przy ognisku nie akceptują intruzów na swoim terenie? Przy jednym z mężczyzn zauważyła łuk, czy mogła zginąć w tym świecie zraniona strzałą? Nie miała pojęcia. Babcia i siostry nie oglądając się na Afrodytę parły do przodu, do wyznaczonego celu. Zlekceważyły jej słabość, brak chęci i motywacji, została mocno w tyle, samotna i słaba. Zapominając, a raczej nie myśląc o bólu i ograniczeniach skatowanego wysiłkiem ciała ruszyła do przodu byle je tylko dogonić, już nie była ciekawa, co skała może ukrywać w swym wnętrzu. Strach to potężne paliwo, dodał jej skrzydeł. Sycząc z bólu, przebierała nogami najszybciej jak tylko mogła, a mimo to dystans między nią, a siostrami wcale się nie zmniejszał. Pokonując ciało i materię, czuła na plecach niczym małe, ślizgające się pijawki, zaciekawione spojrzenia, a może była po prostu przewrażliwiona? Może to tylko zmęczenie? Tak na wszelki wypadek nie oglądała się za siebie i tak nie zobaczyłaby nic więcej niż dziwnie uformowane kamienie, albo zobaczyłaby coś, czego widzieć nie powinna. Wolała wierzyć, że przemawia przez nią zwykła paranoja i strach, niż, że ktoś pod tym kamiennym sosem rzeczywiście tam jest. Babcia i tym razem miała rację, mogła dojść o własnych siłach do doliny i to przeżyć. Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Gdyby ktoś wcześniej jej powiedział, że przejdzie taki kawał drogi o własnych siłach i to w jeden dzień, wyśmiałaby go. Dotarła do mety a tam Leontyna z Franciszką rozłożyły już na miękkim, prostym dywanie traw czerwony namiot, a babcia gotowała w czarnym kotle na wielkim ognisku zupę, rozkosznie zapachniało gulaszem. Kto o zdrowych zmysłach nosi w plecaku taki gar? Nikt, ale babcia nie była normalna.