piątek, 23 marca 2018

Nimfa. Strona 15





Afrodyta poczuła, że zawartość jej żołądka niebezpiecznie zaczęła się poruszać. Nie potrafiła sobie w tej chwili logicznie poukładać świata. Babcia świruska z ciałem, które zaprzeczało prawom natury, fizyki nie wiadomo, czemu jeszcze, pradziadek ludożerca koneser młodych ludzkich udźców, a ona na dodatek podobno jest nimfą, ktoś tu na pewno zwariował. A może wszyscy mają zwidy od smrodu, który zaatakował ją zaraz za furtką? Może leży nieprzytomna a to dzieje się tylko w jej głowie?
-Zielona się nie robi, przecie mówię, że już nie je. A i matula, choć zarzekała się, że z tradycją nigdy i bez względu na koszty nie zerwie ludziny nie je od dawna. Lata po mieście w szarym moherowym bercie teraz, nawiedzona jest aż uszy bolą i kopa aż by się jej chciało dać w ten głupi tyłek. Jak dalej tak pójdzie świętą ją obwołają, cyrk mówię ci cyrk i płonąca stodoła.- Babcia zaśmiała się tak, że aż jej miotła wypadła z rąk, ta, na której opierała ciężar ciała i mało przez to z łóżka nie spadła.
Afrodycie wcale nie było do śmiechu wręcz przeciwnie, chciało się jej wymiotować, płakać i wrzeszczeć na całe gardło, a nawet demolować. Tylko uciekać się jej nie chciało. Tą resztką rozsądku, jaka jej jeszcze pozostała, powstrzymała się przed zrobieniem czegoś głupiego, czego mogłaby potem mocno żałować, czego nie dałoby się już odwrócić, naprawić. Jej ciało rozsadzała ogromna, niszczycielska, niosąca pożogę wściekłość, a mogła tylko mocno zacisnąć zęby. Jak mogła się pogodzić z faktem, że ma przodków, co lubili ludzki udziec i to nie w zamierzchłej przeszłości, ale całkiem niedawno, gdy kanibalizm nie był akceptowany. Normalnie genialnie, czego się jeszcze tutaj dowie? Że wujek jest jednorożcem a ciocia gotuje ludzkie dusze w smole?
-Tak i ona, choć przodkowie jej ludzinę chętnie i ze smakiem jedli i to często, to ona wcale nie musi. Tak i nimfą być nie musi, jeśli tylko tego nie chce. To tylko stan ducha, teraz jak już wie, to świadomy wybór ma. Sama decyduje, jaka chce być. Swoją ścieżkę znajdzie, bo wcale nie jakiś Mont Everest jest. I nie pyta innych głupio, co w sercu ma. Myśli sama od tego ma głowę, nie od parady, bo chyba ma? O ważnym niech pamięta, a drobiazgi to pył i kurz. Stara jestem, mówię, co wiem.- Pokiwała głową w taki sposób, że Afrodyta nie miała wątpliwości, co do tego, że babcia wie, o czym mówi.
-Nimfą jestem po….?- Nimfy w bajkach zawsze były piękne, a babcia delikatnie to ujmując do urodziwych nie należała, no chyba, że bajki w tej materii mocno mijają się z prawdą. Przeszłość należy do tego, co pisze kroniki i jeszcze trochę do tego, co za nie słono płaci. Co za problem, za trochę złota ze z zwykłej brzyduli zrobić piękność, po latach i tak nikt nie sprawdzi, no, bo niby jak i po co?
-Po matce, one zawsze chciwe nimfomanki są. – Babcia wstała, widocznie uważała, że to, co miało być wyjaśnione już jest jasne i nie ma, co tematu rozwijać. Ze swojej strony sprawę uważała za całkowicie wyjaśnioną.
Afrodyta dla odmiany miała zupełnie odmienne zdanie w tej kwestii. Nadal nie wiedziała niczego pewnego, nie dostała do ręki żadnego konkretu. Te skrawki informacji, które uzyskała przez przypadek niewiele jej wyjaśniły, a raczej prawdę mówiąc zdrowo namieszały w głowie. Uciekając z domu przynajmniej wiedziała, kim jest, teraz nawet to jej odebrano. Była nikim, nie przepraszam nimfą wnuczką ludożerców, nic tylko się pociąć, albo od razu zgłosić do wariatkowa..
-A ty, kim jesteś?- Spytała w akcie desperacji.
-Głupia ona, mało ma kłopotów? I po co jej to? Sama decyduje. Ona inna pierwsza, jedyna. Nigdy się tacy jak my nie połączyli i nie połączą więcej. Kształtuje historię, nową tradycję i nie martwi się i głupot nie opowiada, nie marudzi, tyłka nie zawraca normalnym ludziom. A ja jestem ja, babcia i wystarczy. Po co głupio pytać? I nie myśli tyle, bo nie ma powodu– Babcia puściła miotłę, którą przed chwilą zręcznym ruchem nogi podrzuciła do góry prosto w dłonie, a ta mimo to stała na baczność.
Starsza kobieta prychając niczym rozjuszony wściekły kot objęła Afrodytę chudymi, guzowatymi ramionami i stanowczo przyciągnęła do siebie. Przytuliła dość mocno. Była ciepła, pachniała biszkoptem i jabłkami. Ten niespodziewany uścisk przyniósł spokój i ukojenie. Byłoby idealnie gdyby tylko babcia przestała, choć na chwilę prychać. Afrodyta już drugi raz dzisiejszego dnia poczuła zdradzieckie pieczenie w okolicach powiek. Chwilę później nie bacząc na kategoryczne nauki matki, że dama nigdy, ale to przenigdy nie okazuje słabości. Płakała jak bóbr obficie mocząc babci obrzydliwą jak szmata do podłogi koszulkę. Korale uwierały w policzek i bolał ją kręgosłup, babcia była jednak dużo niższa niż Afrodyta, ale to nic. Dobrze było mieć rodzinę, nawet taką nietypową i nierealną ja ta. Nigdy nie czuła się częścią rodziny, matka ją po prostu posiadała, traktowała jak ładny, wartościowy przedmiot, dobrą inwestycję, nigdy nie okazywała uczuć, nigdy nie dała odczuć, że jest dla niej ważna, nigdy nie przytuliła, nie wsparła. Tu przyjęto ją tu taką, jaka była bez żadnych warunków, bez zastrzeżeń, co więcej babcia najwyraźniej chciała, by została niezależna i sama podejmowała decyzje. Nie obowiązywał tu sztywny regulamin, ściśle określający każdy krok i system kar. Może później to się zmieni, ale na razie było dobrze, to była nowość, w której pragnęła się odnaleźć.

sobota, 17 marca 2018

Nimfa. Strona 14





Dziewczyny rozpakowały się w iście ekspresowym tempie, a może tylko wrzuciły walizki i plecaki do swoich pokoi i od razu przybiegły do niej na ploteczki? Ciekawość ma moc i siłę, która burzy nawet najgrubsze mury. Siostry nie musiały czekać na babcię, mogły się poruszać swobodnie po domu, pewnie ten szalony budynek znał je aż za dobrze i oczywiście akceptował. Mało tego wyglądało na to, że, choć to dziwne cieszył się z wizyty jej sióstr. Wywnioskowała to z delikatnego drżenia podłóg, bulgotania w rurach i z tego, że pobyt dziewczyn nie równał się uwięzieniu. W jakiś sposób były cząstką tego domu, może i ona kiedyś będzie częścią tego układu, kto wie.
-Babcia mówi, że uciekając, udowodniłaś, że albo jesteś głupia albo wyjątkowa- Franciszka była bezpośrednia, nie była na to przygotowana.
-To chyba nie jest komplement?- Poczuła się urażona samym sformułowaniem myśli, jak bezceremonialnością sposobu jej przekazana. Co z tego, że były siostrami przecież wcale się nie znały. Nic o sobie nie wiedziały. Nie, to ona o nich nic nie wiedziała jej siostry były lepiej poinformowane, a to ją wyprowadzało z równowagi.
-Kochana, jeśli chodzi o babcię to właśnie jest komplement i to z najwyższej półki. Ona nigdy, przenigdy za żadne skarby nie powiedziałaby o nimfie, że jest wyjątkowa, dla niej wszystkie, co do jednej są godne pogardy i niewarte zainteresowania. –Leontyna uśmiechając się przyjaźnie przyszła z pomocą siostrze, widząc, że Afrodyta źle interpretowała przekaz i intencje Franciszki.
-O, kim?- Wydawało jej się, że się przesłyszała. Nie rozumiała, o czym czy o kim mówi siostra i co ona niby ma wspólnego z nimfami? Zresztą nimfy istnieją tylko bajkach a jej życie nie jest bajką.
-Nie wiedziałaś? Nawet tego nie wiedziałaś?- Leontynie ze zdziwienie brwi podjechały prawie do połowy czoła- Cholera, babcia nam łby pourywa, kategorycznie zabroniła ci cokolwiek mówić, chciała sama cię wprowadzić w temat.- Zerwała się bujanego fotela i nerwowo tupała nogą.
-Nooo, rzuci nas na pożarcie zajęczosmrodkom. Jak mogłaś tego nie wiedzieć?- Franciszka wbiła nerwowo ręce w swe płomiennorude włosy i drapała się po głowie.
Drzwi otworzyły się z takim hukiem jakby eksplodowały. Stanęła w nich babcia, z nosa buchała jej para, zupełnie jak w kreskówkach, a w rękach trzymała miotłę. Mierzyła groźnie wszystkie trzy, nie robiąc żadnych wyjątków.
-Głupie, głupie do roboty jakieś się wziąć, a nie mieszać mi tutaj.- Podniosła miotłę niczym pikę zupełnie tak, jakby chciała nią zaszarżować na wnuczki.
Leontyna i Franciszka bez słowa ewakuowały się z pokoju, mijając babcię w bezpiecznej odległości. Nie próbowały się tłumaczyć, ani nie przepraszały, że wkurzyły babcie, że złamały jakąś umowę, zwyczajnie się ulotniły. Widać właśnie takiego postępowania po nich oczekiwano. Babcia fuknęła jeszcze groźnie i usiadła na łóżku koło Afrodyty, kij od miotły uwięziła między kapciuszkami i wsparła się na nim, potem kichnęła
-Jestem nimfą, one mówiły poważnie? To nie jest głupi żart? Co to znaczy?- Afrodyta poczuła, że właśnie przyszedł czas na poważną rozmowę.-Nimfa, co za niedorzeczność, bawicie się tu w bajki? A może to jakiś chory teatrzyk? Czy może test? Chcecie udowodnić, że jestem głupia, czy może, że dziecinna?
-Głupia nic to. Głupia ty. Tradycja rzecz święta oczywiście o ile chodzi o coś wyjątkowego jak na przykład o ten dom, jego trzeba kochać, dopieszczać i dbać o niego lepiej niż skórę na twarzy. Bywa też inaczej. Ja na pewno nie jestem konserwatystką, ale mój tatulo jak najbardziej był, ponad wszystko uwielbiał na kolację a i na śniadanie też udziec z ludziny najlepiej takiej młodej, nastoletniej. Głupie to było, ale tradycja jest, to trzeba się zajadać ludziną i tego się trzymał. Kiedyś chciał zjeść taką koleżankę moją, może nie była ona zbyt bystra, ale z jakiegoś powodu lubiłam ją taką, jaka była, ale na nic zdały się prośby i tłumaczenia, nie słuchał mnie wcale. Prawdę mówiąc nie miałam wtedy zbyt dużo koleżanek, zresztą nigdy nie miałam, ale byłam jeszcze młoda, zależało mi. Nie słuchał argumentów, to wybiłam mu zęby. Wszystkie, co do jednego. Wyklął mnie, nawet bić chciał, trochę ciężko było, bo potem ciągle nie w humorze był. Zęby oczywiście odrosły, ale trwało to jakiś czas a co się musiałam nasłuchać, to do dziś mam dość. W każdym razie na czas odrastania uzębienia tatulo zmienił całkowicie dietę i okazało się, że zgaga mu międzyczasie przeszła, ta, co tak bardzo wcześniej dokuczała to i do ludziny nie wrócił. Może się oduczył, a może bał się o nowe zęby, bo przyznać muszę, że dziąsła ma bardzo wrażliwe. Długo stroił fochy, a teraz to na ciasto przyjdzie i kochaną córunią nazwie. Nigdy nie wspomina o tradycji, a tylko zęby mu wybiłam. – Westchnęła ciężko i zahuśtała miotłą.

sobota, 10 marca 2018

34. Kosmiczny Mamlas. Za stronę zapłaciła Kasia Ruda.





-Sylwester do budy- Wrzasnął Młody.
Wielbłąd spokojnie wykręcił łeb, przeżuwając coś podejrzanie, przez chwilę wpatrywał się w Młodego, a potem prychnął i zaczął się powolutku cofać. A gdy już wycofał się w naturalny mrok pustyni po za obszar rozświetlony ogniskiem, schował się za resztą stada i wydał z siebie pogardliwy dźwięk, który nie wróżył raczej niczego dobrego.
-No to znowu nasika ci do butów, podpadłeś Młody- wesoło stwierdził Myszka a niemowlak zachichotał.- I skąd ci się wzięła ta buda? Słoneczko zaszkodziło?
Młody nie odpowiedział, udawał, że szuka czegoś w sakwie. Może sprawdzał, czy jest w niej coś, czym może przekupić obrażonego zwierzaka.
-Nie chcę nikogo podglądać, ani tym bardziej przeszkadzać, - zaznaczyła to wyraźnie, nie chciała, by różowa furia źle ją zrozumiała i nie daj boże, skoczyła z zębami do jej gardła-, ale to jest pustynia, na której ginie więcej ludzi niż na kupieckim trakcie, a tam trup ściele się gęsto. Nie macie szans na przeżycie bez wielbłądów i zapasów. Możemy wam pomóc, a potem pójdziecie w swoją stronę.
-Oj dziecko- Zalotnie poprawiła różową koronkę na wydatnym biuście- my z wodnikiem mamy swoje sposoby na trudności, na pustynię też się jakiś znajdzie, zresztą nie tak łatwo nas zabić, czy pokonać. Dotarłam tu bez wielbłąda to i wrócę bez tego śmierdzącego potwora a, że wodnik będzie miał przymusowy odwyk, to mu dobrze na wątrobę zrobi. Zresztą uwierz mi, nie będzie narzekał- Poklepała swego mężczyznę dość mocno po policzku, co on dziwnie rozanielony przyjął jak wyczekaną pieszczotę.
-Jeśli pani tak mówi- Nie miała zamiaru zmuszać do czegokolwiek właścicielki kaloszków z pokracznymi jednorożcami. Dość już awantur, tajemnic i tej cholernej pustyni. Jedyne, czego pragnęła to wrócić do domu, wytrzepać piasek z majtek, a potem wleźć do bali z ciepłą wodą i zapomnieć. O wszystkim, raz i porządnie. A potem jeszcze raz wleźć do bali z ciepłą wodą i wyjść, gdy w jedwabnej pościeli będzie na nią czekał kochanek. I zapomnieć. A gdy rano po kochanku nie pozostanie nawet ślad, znowu wejść do bali i zapomnieć.
-Tak właśnie mówię, a wiem, co mówię.
-To zazdroszczę, bo ja już niczego nie jestem pewna.- Naprawdę zazdrościła, ta pustynia kosztowała ją zbyt dużo zdrowia, już niczego nie była pewna, nawet tego jak się nazywa i kim jest. Nic nie było takie jak być powinno i nikt, kto znajdował się w jej towarzystwie nie był normalny. Świat jest pełen wariatów, tylko, dlaczego wszyscy uparli się dotrzymywać jej towarzystwa? Kto jakaś klątwa? Kara za grzechy?
-Dobre z ciebie dziecko, więc ci powiem..- Przerwała, spojrzała wodnikowi w oczy, oblizała wargi koniuszkiem języka i wróciła do tematu- Za nic, ale to za nic, pod żadnym pozorem, nie siadaj do kart z Kosmicznym Mamlasem. Pamiętaj o tym nawet jak się spijesz, upalisz jakimś świństwem, czy zakochasz, nie graj z nim.
-Słucham?
-Nie dość, że hazardzista, to jeszcze bez honoru- w głosie różowej kochanicy wodnika zabrzmiały twarde nuty- i mściwe to jak nie wiem, co.
-Chyba nie bardzo rozumiem- głos się jej załamał i chciało się jej płakać, spokoju chciała, a nie jakiegoś Kosmicznego Mamlasa. Kto to w ogóle jest? Dziecko ze starą duszą, wodnik, wiedźma i jeszcze teraz jakiś kosmita hazardzista? Tyle na jeden dzień? I jak ona ma nie zwariować?
-Upierdliwy jak biegunka po zapiciu kiszonych ogórków mlekiem i brzydki taki, że aż oczy łzawią na jego widok. Ale najgorszy ten jego wredny charakter i brak honoru. Słyszysz gamoniu? Ona już wie, jaki jesteś naprawdę, więc możesz sobie darować- Krzyknęła gdzieś za siebie w czarną noc na pustyni.
-Ona mówi o duchu pustyni, ale możesz być spokojna nie zaprosimy go na karty, a sam bez pozwolenia nie przyjdzie.- Wtrącił się Dijkstrek
-Przyjdzie, przyjdzie on w nosie ma zaproszenia- przerwała mu wiedźma- albo i nie, bo przecież masz przy sobie tego chłoptasia z czarcim kłakiem.

piątek, 9 marca 2018

33. Złowieszczy twarożek. Za stronę zapłaciła Kasia Ruda.






Przez chwilę wydawało się, że różowa furia odpuści, nie będzie dążyć do konfrontacji, ale nie. Tupnęła kaloszkiem z koślawym jednorożcem, co prawda efekt zepsuł piasek, w którym natychmiast utonęło zadziwiające obuwie wściekłej czarownicy i otworzyła usta. A to nie wróżyło zbyt dobrze.
-Ty mądrala, widzę, że znasz dużo słów, ale możesz poznać jeszcze kilka takich, co to mogą cię nieźle zawstydzić i może zapomnisz języka w gębie. Nie wiem, z której dziury wylazłeś, ale czuję, że była głęboka- Mówiąc próbowała, wyciągnąć kaloszka utopionego w piasku. Próba się nie powiodła, kaloszek utonął jeszcze głębiej, oswobadzając stopę wiedźmy. Wściekła kobieta usiadła na piachu i zaczęła czyścić przestrzenie pomiędzy palcami, przy okazji demonstrując różowy lakier na paznokciach. – A wy się nie śmiać- warknęła wściekle w stronę Myszki i niemowlaka-, bo w ropuchy pozamieniam.
O dziwo zadziało, Myszka i niemowlak natychmiast zamilkli. Zastanawiała się, czy to jest możliwe. Nigdy nie słyszała o takich sztuczkach, po za wszystkim związanym z czarami, gabaryty się nie zgadzały. Jak można ogromnego Myszkę przerobić na małą ropuchę? Nie można, chyba też to wiedzieli, więc nie przerazili się przemiany, a tego, że strumień złości różowej zarazy popłynie wprost na nich.
-Kochanie, ale dlaczego jesteś taka… wodnik na chwilę zamilkł, przezornie szukając odpowiedniego słowa- poruszona?
-Poruszona? Też żeś głupku wymyślił, ja jestem wściekła niczym rozjuszone stado dzikich os. Jestem niczym burza piaskowa w pełnym rozkwicie. Jestem, a zresztą nie ważne.- Wyciągnęła kalosz ze zdeformowanym jednorożcem z piasku i wściekle w niego uderzając pozbywała się zawartości.
-A ja nie mam swojego, magicznego eliksiru, co koi nerwy, co przynosi ukojenie, niedobrze bardzo źle- smętnie westchnął wodnik- I co teraz?
-Nie rozklejaj się tu tylko mięczaku, jeszcze ślimaka mi na pustyni trzeba. Miałeś siedzieć w sowim bajorze, to nie. Musiał poleźć i tyłek mi zawracać, jakbym mało miała problemów na tej cholernej pustyni.
-Co cię tak w kurzyło?- Spytał niespodziewanie twardo wodnik. Zupełnie jak inna osoba, widać miał wiele wcieleń i nie wahał się ich używać.
-Gdybyś musiał zdobyć złowieszczy twarożek, też byłbyś wkurzony, tak wkurzony, że nawet morze samogonu, by nie pomogło.- Zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta, by się dowiedzieć, o co chodzi z tym złowieszczym twarożkiem, wrzasnęła- Nie pytajcie, nawet nie próbujcie o tym mówić, bo wybuchnę.
-Mówisz, że złowieszczy serek był niezbędny, w takim razie jestem ci wybaczyć te czarcie kłaki, masz prawo się wściekać.- Stwierdził próbując się nie roześmiać Dijkstrek.
Nagła zmiana zachowania Dijkstreka jeszcze bardziej podsyciła jej ciekawość, bardzo chciała wiedzieć, czym jest ten przeklęty, złowieszczy serek, musiało to być niezłe świństwo, jeśli tak wkurzyło różową landrynkę i znalazło zrozumienie u jej diamentowego kumpla. Kiedyś się dowie, nie teraz, bo nie chciała awantury, ale kiedyś i to w niedalekiej przyszłości wyciśnie z nich ten złowieszczy serek i wiele innych tajemnic.
-Jeśli w takim tempie będzie nam przybywać uczestników ekspedycji, to nam zabraknie wielbłądów- Starała się myśleć o czymś normalnym, by oderwać myśli od całego tego wariatkowa.
-O nie kochaniutka, miła jesteś, ale nigdzie z wami nie pojedziemy. Ja swoją robotę wykonałam, dlatego należy mi się teraz chwila odpoczynku z wodnikiem, bardzo mi się należy. A plany mamy takie, że nie życzę sobie, by ktoś nas podglądał ani przeszkadzał. – Ostatnie słowa powiedziała w taki sposób, że wodnik aż jęknął- Po za tym nie wsiądę na te stworzenia z piekła rodem, a już na pewno nie na tego wariata, co myśli, że jest psem i właśnie obwąchuje mi tyłek.
Faktycznie Sylwester udając, że tego wcale nie robi, skradał się do różowej wiedźmy i wyglądał tak, jakby faktycznie obwąchiwał jej różową spódniczkę. Nawet nie chciała myśleć, co chciał zrobić, jaki wywinąć numer, różowa furia, by mu nie odpuściła, a zbyt lubiła tego wielbłąda, by go stracić.

czwartek, 8 marca 2018

32. Kłak z czarciej dupy. Za stronę zapłaciła Kasia Ruda.







-To, co ona tu robi? Tylko nie mów, że to przypadek. Na żadnej pustyni nie zdarzają się takie przypadki z różowym tiulem przy spódnicy i w kaloszkach z rogatym kuzynem Sylwestra i jeszcze z zakochanym wodnikiem w niedorzecznych żółtych kalesonach do kompletu.-Wyrzuciła z siebie na jednym oddechu- A już na pewno nie na tej, gdzie nawet najwięksi twardziele mają problem, by przeżyć. Chcę usłyszeć prawdę, bo to wszystko dawno mnie przerosło i nie wiem, czy nie zwariuję może już dawno zwariowałam.- Usiadła na piasku i złapała się za głowę.
-No dobrze, niech będzie.- Odezwał się po chwili, kiedy już myślała, że nie nic nie powie, że znowu uda, że nie słyszał, albo, ze nie może o tym mówić- Ktoś musiał przygotować to całe przedstawienie, samo niestety nic się nie zrobi, nawet tutaj. Ktoś musiał położyć to ciało ze starą duszą na piasku, tak byśmy je odnaleźli, a wcześniej rozpocząć całą tę skomplikowaną procedurę sprowadzenia wiedzącej. Nie ma już prawdziwych wiedźm, tych, co oddały życie nauce, dlatego z braku lepszych możliwości padło na wioskową czarownicę. Fakt, że jeśli chodzi o wiedzę i umiejętności to jest wyjątkowo, zaskakująco dla wszystkich zaawansowana. A jeszcze biorąc pod uwagę, że jest tylko amatorką, wręcz samoukiem, to jest naprawdę zadziwiające. I do tego jest dość ekscentryczna jak pewnie zdołałaś zauważyć i kochliwa, ale jak widać podołała zadaniu, nie zawiodła pokładanych w niej nadziei.
-Ty kłaku z czarciej dupy, ja amatorką? Nazwałeś mnie amatorką?- Ruszyła niczym wściekły nosorożec w stronę Dijkstreka- Ekscentryczna? – Widać, że zranił jej dumę zawodową, obraził, jako kobietę i, że nie zamierzała tego puścić płazem.
Wodnik zzieleniał, stał niczym słup soli, wpatrując się w rozwścieczoną ukochaną, a twarz rozświetliła mu ulga, której nie potrafił ukryć, cieszył się, że złość jego cukierkowo różowej kobiety skierowała się w stronę kogoś innego. Dijkstrek instynktownie cofnął się dwa kroki, a potem roześmiał na cały głos.
-Skąd u ciebie wiedza o kłakach czarta w tak intymnych miejscach? Mówiłem, że kochliwa- On w odróżnieniu od wodnika nie bał się różowej furii i świadomie pozwolił sobie na niewybredny żart.
Kobieta zatrzymała się, różowe, koronkowe falbanki na jej biuście falowały niebezpiecznie, były niczym zapowiedź sztormu. Niemowlak zachichotał głośno, tak niespodziewanie, że trzymający na rękach dziecko Myszka, aż podskoczył a potem sam zaczął się śmiać na całe gardło.
-Kochanie- Jęknął przerażony wodnik, tylko on wiedział, do czego jest zdolna jego ukochana i przerażało go, co może zrobić tu na środku pustyni.
-O drugi kłak z czarciej dupy się odezwał- Ryknęła wściekła, łapiąc się pod boki- Będzie mi tu pijus jeden jęczał kochanie i udawał głupa w żółtych, wełnianych kalesonach od tej zdziry wodnicy. Ogarnij się chłopie, bo jesteś żałosny.
-Ale kochanie- próbował, ale umilkł, gdy zauważył, drganie jej lewej ręki.
-A mnie nadal interesuje fakt skąd się wzięły te kłaki i to czarcie, nie wspominając skąd wyrwane. Nikt mnie jeszcze tak nie skomplementował. – Nie dawał za wygraną Dijkstrek, zupełnie nie zwracając uwagi na dziki chichot niemowlaka i Myszki, ani tym bardziej na wściekłość kobiety.
-Tu już wiesz, z jakiej dziury pochodzisz, nie udawaj głupszego niż jesteś- Wyraźnie spuściła z tonu, uważnie przyglądając się Dijkstrekowi, ewidentnie wzbudzając tym zainteresowaniem zazdrość w zakochanym wodniku.
-Nie przypominam sobie wizyt czartów w moim domu, ani łysych ani kudłatych. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wchodził w jakiekolwiek interakcje z wyżej wymienionym. Z całą pewnością mogę założyć, że nigdy nie miałem do czynienia z czartem ani z jego dupą, więc wypraszam sobie te insynuacje. Jeśli jednak będziesz się upierała przy tych kłakach, to znajdę czarta, wyskubię mu tę dupę i udziergam ci szal, byś mogła się do niego tulić.

środa, 7 marca 2018

Nimfa. Strona 13






Babcia wyglądała inaczej wielki, kolorowy beret został zamieniony na jarzący niczym różowy neon, a szyję okręciła, co najmniej tuzinem sznurków korali i to niepasujący do siebie, ani kolorem, ani stylem. Niestety nie zmieniła przy okazji koszulki przypominającej szmatę do podłogi.
-Babciu ja tylko na miesiąc w tym roku, mam praktyki studenckie- Franciszka westchnęła ciężko, co najmniej tak jakby praktyki miały się obywać na galerach, do których przytwierdzą ją ciężkim łańcuchem. A jej krew i pot będą wsiąkać w deski pokładu.
-Uczy się głupia, bo jak nie, będzie barany pasać.- Babcia wycelowała guzowatym paluchem w dziewczynę.
-Co złego jest w baranach?- Spytała urażona Leontyna. Afrodyta domyśliła się, ze siostra lubi zwierzęta, a może nawet z nimi wiązała swą przyszłość.
-A to, że za jednego w końcu wyjdzie za mąż- Spokojnie odparła babcia, rezygnując ze swej dziwaczej maniery bezsensownego przestawiania wyrazów, nalewając przy tym każdej z wnuczek solidną porcję zupy jarzynowej.
Ten różowy, neonowy beret i rozdeptane, niekształtne kapciuchy wcale nie zdradzały, że babcia jest wojującą feministką, ale w sumie to jak powinna wyglądać prawdziwa feministka? Tak jak chciała, tak jak jej było wygodnie i to w sumie pasowało do wariatki w neonowym bercie. W sumie to coraz bardziej podobała się Afrodycie ta zwariowana i wychodząca poza wszelkie szablony babcia.
-Za pamięci zajęczosmrodki skarżyły, że próbowała je oswoić, Leontyno wstyd to, a niby mądra jesteś. – Babcia pogroziła palcem.
Dziewczyna nie wiedząc, co powiedzieć na tę reprymendę, władowała łyżkę pełną jarzyn do ust, wszystko po to by zyskać na czasie. Afrodyta ucieszyła się, że nie tylko ona nie wie jak rozmawiać z babcią, a siostry w odróżnieniu do niej miały za sobą lata praktyki.
-Ale one są takie milutkie- Odezwała się po dłuższej chwili Leontyna, pomimo iż wiedziała, że z góry skazana jest na porażkę, mimo to nie zamierzała się tak po prostu poddać. Nie mogła się poddać tak bez walki.
-Taaa szczególnie jak odgryzają jej rękę do łokcia, miłe bardzo, oj głupia, są miłe.- Babcia delikatnie puknęła czystą łyżką w głowę Leontyny.
Afrodyta do tej pory myślała, że mówią o tych małych, szarych zwierzątkach przypominających myszy o monstrualnych uszach, ale widocznie są tu jeszcze jakieś inne, dziwniejsze i bardzo niebezpieczne. Miała nadzieję, że odwiedzą jej w sypialni, bo nie za bardzo potrafiła z takimi potworami postępować.
-Taaa- Leontyna nie do końca uwierzyła babci.
Afrodyta ze smakiem zjadła swoją porcję zupy, wydawało jej się, że jest już pełna po sam nos i niczego więcej w siebie nie wmusi. Na sto procent była tego pewna, ale wszystko się zmieniło, gdy babcia podniosła pokrywę jednego z garnków i doszedł ją aromatyczny zapach sosu. No i całkiem niespodziewanie dla niej okazało się, że w żołądku zmieściło się jeszcze całkiem sporo jedzenia. Miało to jednak swoją cenę, poczuła się bardzo ciężka i zmęczona. Obżarstwo to grzech i głupota, za którą trzeba płacić. Siostry też poległy, choć trzeba przyznać, że dzielnie walczyły z porcjami, którymi sowicie obdzieliła je babcia.
-Ciasta głupie może zjedzą?- Spytała głaskając się po obrzydliwej koszulce w okolicach klatki piersiowej.
-To jest znęcanie się nad własnymi, rodzonymi wnuczkami! – Franciszka poklepała się wymownie po brzuchu.
-Anorektyczki- prychnęła babcia i zabrała talerze ze stołu.
-Ja chcę pokój z werandą w tym roku- Leontyna podniosła rękę do góry jak dziecko, które chce być wysłuchane.
-Ja chcę, ty miałaś w zeszłym roku- Zaprotestowała Franciszka.
-Zbył się- Skutecznie zakończyła rodzącą się kłótnie babcia
-Wchłonął? Niemożliwe –Dziewczyny były zszokowane taką możliwością.
Afrodyta pomyślała, że widocznie akurat ten pokój był stałą, która nie ulegała wiecznym przemianom. Nic dziwnego, że stał się obiektem pożądania obydwóch dziewczyn. Dobrze było wiedzieć, że istniała wyspa, na której można było zachować resztki rozsądku w tym całym cyrku.
-Chyba w tym roku jest mój.- Przyznała po chwili milczenia, nieco niechętnie Afrodyta nie chciała być powodem kłótni i to na samym początku znajomości, zanim się poznały lepiej. Nie chciała też niczego zabierać siostrom, ale to nie ona wybrała ten pokój, więc nie czuła się winna.

piątek, 2 marca 2018

Nimfa. Strona 12.





Usłyszała jak walnęły drzwi, wytypowała te wejściowe, na których nie pozostał pewnie już nawet ślad po zielonej farbie. Rąbnęły tak mocno o ościeżnice, że aż podskoczyły talerze w kuchni. Nigdy wcześniej nie trzaskała drzwiami, ale teraz chyba będzie musiała nabyć taką umiejętność, bo tutaj to rodzinny zwyczaj, że wszyscy tłuką drzwiami. Moment później do kuchni wpadły dwie zwyczajnie wyglądające, roześmiane dziewczyny. Bez beretów i guzowatych ciał, bez trzeciej ręki na plecach i bez oka na czole. Niemal natychmiast zawisły na szyi babci i wykrzykiwały jej wprost do ucha, jakie to są szczęśliwe. Dopiero po chwili zauważyły gapiącą się na nie Afrodytę.
-To ona?- Spytała ta wyższa, ruda- Naprawdę ona?
-Nie, Batman- Babcia najwyraźniej miała rozeznanie w amerykańskiej kinematografii.
Obydwie dziewczyny, jak na komendę porzuciły babcię, by dla odmiany zawisnąć na Afrodycie. Były wylewne, a ona nie była przyzwyczajona do okazywania uczuć. Stała sztywna jak manekin nie wiedząc, co zrobić, co powiedzieć.
-Cześć siora. Naprawdę ładna- trajkotały jak katarynki- fajnie cię w końcu poznać. Długo trzeba było na ciebie czekać, nie spieszyłaś się.
-Nie udaje soli przywita się- skarciła ją babcia.
Matka całe życie wpajała jej, że trzeba utrzymać dystans, nikomu, ale to nikomu nie pozwolić zbyt blisko podejść, to zbyt niebezpieczne. Uczono ją od urodzenie jak otoczyć się murem szczelnym i wysokim, takim nie do przebycia. Uczono, że mężczyzn zdobywa się mrugnięciem oka, uśmiechem, serią gestów, wystudiowaną grzecznością, ale nigdy nie uczuciami. Teraz, gdy te dwie dziewczyny, które ponoć są jej siostrami nie przestrzegały zasad, do których była przyzwyczajona, poczuła się zupełnie bezbronna, osaczona, ale też i wzruszona. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takiej bliskości drugiego człowieka i takiej bezpośredniości. Zadrżały jej usta i poczuła, jak z wzruszenia szczypią ją powieki. W końcu znalazła rodzinę a, że nie idealną, to, co z tego, w końcu nikt nie jest idealny. Nie zamierzała czepiać się szczegółów.
-Ręce myją i do stołu.
Siostry odkleiły się od Afrodyty niemal natychmiast, a niższa złapała za rękę i pociągnęła za sobą. Babcia nie zaprotestowała, więc poszła z siostrą, nie zważając na to, że ten świrnięty dom jeszcze się do niej nie przyzwyczaił. Choć z drugiej strony, analizując tak na szybko swoje zachowanie, musiała przyznać sama przed sobą, że stare przyzwyczajenia wzięły górę i znowu stawała się zbyt bierna. A może tym razem to nie stare przyzwyczajenia, a zwyczajny szok? Łazienka, do której zaprowadziły Afrodytę siostry była naprawdę ogromna. Marmurowa wanna przypominała raczej mały basen, a w kryształowych umywalkach można było się spokojnie wykąpać. Kryształowe umywalki to chyba szczyt snobizmu, nie miała pojęcia ile takie cuda mogą kosztować, na pewno zostały wykonane na indywidualne zamówienie. Nigdy nie była w tak luksusowym pomieszczeniu, a raczej w salonie kąpielowym i nie wiadomo, dlaczego natychmiast przypomniały jej się wybite okna i liszaje grzyba, które szpeciły frontową ścianę. Brakująca dachówka i wielka dziura w papie na dachu. Taka łazienka nie miała prawa istnieć w takiej ruderze.
-Sama przyjechałaś? Czy babcia Cię ściągnęła?- Wypytywała ta ruda, śmiesznie marszcząc nos.
-Sama. Na imię mam Afrodyta. -Babcia się nią interesowała? Chciała ją sprowadzić? Więc nie była jej całkiem obojętna? Tylko, czy to dobrze, czy źle? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi.
-A ja Leontyna nie pytaj, dlaczego i czy lubię to imię.- Pstryknęła w kierunku siostry, a z mokrych smukłych palców oderwało się wiele kropelek wody.
Nie miała zamiaru i tak wydawało jej się lepsze niż jej własne.
-Franciszka to po dziadku, bo jak wiesz to zupełnie naturalne, gdy dziewczynka dostaje imię po męskim przodku. – To ta ruda wyższa.
To ich na pewno łączyło, wszystkie nie miały szczęścia do imion. Siostry od razu wydały się Afrodycie bliższe, nic tak nie łączy jak wspólne nieszczęście. To pewnie nie był przypadek, że żadna z nich nie miała normalnego, czy popularnego imienia, sama wolałaby być Anią, Kasią czy Zuzką. W sumie mogło być jeszcze gorzej, któraś z nich mogła zostać Izaurą na cześć popularnej niewolnicy ze starej telenoweli. Obiecała sobie, że kiedyś obejrzy, choć jeden odcinek, by się dowiedzieć, co tak uwiodło ludzi w tej niewolnicy, że skłonni byli na jej cześć nadawać imiona własnym dzieciom. Może była wyjątkowo piękna, albo mądra może, gdy ją pozna, to tez zechce być egzotycznie brzmiącą Izaurą?
-Wracajmy, bo jak babcia zacznie się niecierpliwić to przez całe wakacje będziemy pielić grządki. –Zaśmiała się Leontyna, pokazując równiutkie białe jak perełki zęby.