poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Nimfa. Strona 16.







-A moja matka?- Nie chciała zwalać babci tak od razu, od pierwszego spotkania prawdziwych kłopotów na głowę. W tym momencie przeklinała swoją głupotę, zupełnie nie rozumiała, po co wysłała do niej sms-a „Jestem u babci”? Chwila zaćmienia umysłowego, słabości? Zachowała się jak małe, uzależnione dziecko, które niby uciekło, ale zostawia znaki, by oprawca je bez trudu odnalazł, nie potrafiła przeciąć raz a skutecznie pępowiny. Los dał jej prawdziwą szansę a nawet to udało się jej spieprzyć. Prawdziwa kretynka z niej, gdyby tylko przez chwilę się zastanowiła, pomyślała to może by wpadła na to, żeby prostu wyłączyć tę cholerną komórkę. Narozrabiała, teraz nie pozostało jej nic innego jak czekać aż matka wpadnie tu z brygadą antyterrorystyczną, albo, co gorsza z którymś ze swych wygadanych, bezwzględnych kochanków z zakładki przydatny adwokat.
-Nie martwi się głupia, po co, by się martwić miała? Cholera tamta niech spada na drzewo, nikt jej tu nie zapraszał, w wannie siedzieć może- Babcia pogłaskała ją po głowie, ktoś taki jak ona nie bał się nikogo, nawet matki Afrodyty.
Miała wrażenie, że babcia doskonale wie, o czym, a raczej, o kim mówi, chyba mogła zaufać osobie, która potrafi czytać w myślach i rozgiąć swe ciało do nienaturalnych rozmiarów, tak jakby było zbudowane z gumy? Miała taką nadzieję. Matka miała cały arsenał niezwykle skutecznych sposobów do osiągania celu, była wyrafinowaną, przebiegłą intrygantką, ale babcia jak zdoła się już przekonać nie była bezbronną, słabującą na umyśle staruszką. No i miała miotłę.
-Będzie chciała iść to może nawet zaraz, trzymać jej w lochu nie będzie nikt, ale będzie chciała zostać w domu, to może ile chce, to też jej dom. – Babcia złapała miotłę, nie zdając sobie sprawy, a może przeciwnie doskonale wiedziała, że wnuczka zakwalifikowała ten dość banalny rekwizyt, jako uzbrojenie i ruszyła w stronę drzwi. Nie czekała na deklaracje, czy podziękowania, a tym bardziej na pytania. To, co chciała powiedzieć, zostało powiedziane, sprawę uważała za zamkniętą.
Afrodyta nerwowo spacerowała po pokoju. Szukała odpowiedzi na pytanie, co mogła w tej sytuacji zrobić? A raczej, co powinna zrobić, by nie zniszczyć życia sobie i babci? Przecież nie mogła zaszyć się w tym dziwnym domu na zawsze, tam na zewnątrz czekała na nią wściekła, rozjuszona do granic możliwości matka, która nie daruje córce tej niesubordynacji. Tym razem chciała zachować się mądrze i odpowiedzialnie. Niestety wiedziała, że ucieczka i ukrywanie się u babci to nie jest rozwiązanie, niestety. Przecież po wakacjach będzie musiała wrócić do szkoły, jeśli nie chce skończyć żebrząc na ulicy. Nie miała zbyt dużo czasu na rozmyślania, pięć minut po tym jak babcia wychodząc trzasnęła drzwiami, podekscytowane siostry były z powrotem w jej pokoju.
-Wściekła się?- Leontyna spytała chyba tak z rozpędu, by rozpocząć rozmowę, bo nie wyglądała na zbyt zalęknioną. Babcia, choć robiła groźne wrażenie to raczej nie była bezlitosnym tyranem ani terminatorem, może tylko robocopem.
-Raczej nie, a nawet, jeśli to nie dała tego odczuć. – W sumie Afrodyta nie wiedziała jeszcze jak babcia objawia swe uczucia, ale była pewna, że gniewu na pewno nie przeoczy. To pewnie będzie prawdziwa burza z piorunami a może jeszcze gorzej.
-Gdyby się wściekła, wiedziałabyś. – Potwierdziła jej przypuszczenia siostra-Zresztą my też. Tego nie da się przegapić. Po za tym dom by wariował.- Tłumaczyła jej Franciszka.
Naprawdę doceniała, że siostry są z nią i nie odrzuciły jej, jako tej nowej i innej, niezorientowanej dziwaczki. Swym pojawieniem się w tym domu, siłą rzeczy burzyła obowiązujący w tej rodzinie porządek, układ, jaki sobie wypracowali. Musiała się liczyć z tym, że może te dziewczyny wcale nie chciały zmian i nowej siostry. Wprowadzała chaos, nawet wtedy, jeśli tego nie chciała. Była problemem i to do tego obcym. Była zagrożeniem, przecież mogły się bać, że coś im zabierze, choćby uwagę babci.
Do tej pory hodowano ją tak, to dobre sformułowanie, hodowano na swoje wyobrażenie i podobieństwo. Toksyczna relacja i niestety tylko taką znała. Tak naprawdę została ukształtowana przez wymuszoną postępowaniem matki samotność. Wyrzeczenie się emocji, uczuć wtedy, gdy ci to ktoś narzuca, wbrew twojej woli nie jest dobre, ona w każdym razie tego nie chciała. Tyle, że nikt nigdy jej o nic nie pytał. Całe życie bez najmniejszego nawet wsparcia, spragniona światła i radości dorastała w cieniu matki. Stłamszona, złamana przetrawiona już prawie porzuciła myśl o oporze. Wstyd się przyznać, ale Afrodyta panicznie bała się własnej matki. Na dodatek ostatnio atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej niż zwykle. Coś wisiało w powietrzu, coś tak okropnego, że pchnęło ją do działania. Nie miała żadnych nawet poszlakowych dowodów, że matka chce ją w jakikolwiek sposób skrzywdzić, to intuicja ostrzegała, że jeśli teraz się nie zacznie bronić to później może być na wszystko za późno. Więc zaryzykowała. Bała się, czuła się słaba i zagubiona. Nie była typem wojowniczki, bohaterki wręcz przeciwnie. Wiedziała jednak, że nie chce być taka jak matka, ale jednocześnie czuła, że nie ma wyboru. To, przed czym uciekasz i tak cię dopadnie, zdepta i ukształtuje na własne podobieństwo bez względu na to jak daleko uciekniesz. Teraz pomału i nieśmiało budziła się w niej nadzieja, że nie koniecznie musi skończy, jako przegrana. Nawet, jeśli przegra to na własnych warunkach nie jak ciele wiezione na rzeź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.