środa, 28 lutego 2018

Nimfa. Strona 11





-Co to? –Spytała zszokowana, zwierzątka wyglądały jak dzieło zupełnie szalonego, bezdusznego naukowca. W głębi duszy miała nadzieję, że to nie jest sprawka babci, która sama normalna na pewno też nie była. I, że ten dom nie jest tajnym laboratorium, w którym powołuje się do życia dziwaczne chimery. A, co jeśli babcia jest efektem jakiegoś strasznego eksperymentu?
-Nie dokarmia i nie rzuca w nie. Niczym. Nie lubią tego. –Ostrzegła nagle poważnym głosem babcia.
To się dowiedziała, normalnie już wszystko wie, nie ma żadnych pytań, a ta mądrala babcia jak jej już tak namiętnie skanuje głowę, to powinna wiedzieć, że nie miała zamiaru niczym rzucać w biedne zwierzątka, ewentualnie mogła piszczeć.
W kuchni Afrodyta nie zauważyła zmian, o ile nie liczyć różnych produktów spożywczych rozłożonych na blatach.
-To robi babuszce pyszne śniadanko, babuszka patrzy.
I je cukierki, pomyślała rozbawiona Afrodyta, ale samego pomysłu nie zamierzała negować, w sumie nie był pozbawiony sensu. Czas zrobić coś dla siebie, czegoś się nauczyć, by przetrwać. Miała nadzieję, że da radę i podoła temu wyzwaniu nie błaźniąc się przy tym zbyt mocno. Na naukę nigdy nie jest za późno. Chleb ujmując to bardzo delikatnie, ukroiła zupełnie niefachowo, pomidor (pokrojony równie udanie) za nic nie chciał zostać na miejscu, zjeżdżał wraz z sałatą poza kanapkę. Babcia zajęta intensywnym wpatrywaniem się w sufit, nie komentowała jej starań. Wygląd kanapki i kompozycję smaków przyjęła jak coś normalnego bez słowa skargi, czy krytyki. Widać nie takie cuda jadała w swym życiu. Mogła też wyjść z założenia, że nowo poznanej wnuczce należy się trochę cierpliwości i zrozumienia z jej strony. Z drugiej strony była na tyle ekstrawagancka, że takie, małe uprzejmości zupełnie nie były w jej stylu.
-Herbata będzie?- Spytała babcia wylizując talerzyk.
Oczywiście Afrodyta nawet nie pomyślała o nastawieniu wody. Nie wyszedł jej ten debiut najlepiej, następnym razem musi się bardziej postarać, rozpracować to taktycznie. Może to brzmi śmiesznie, ale okazuje się, że nawet przy robieniu śniadania nie zaszkodzi pomyśleć i zaplanować czynności, szczególnie, jeśli jest się debiutantem. Chleb, który jadły na śniadanie, pomimo, że pokrojony artystycznie, był pyszny, smakował zupełnie inaczej niż te, które do tej pory Afrodyta jadła. Nietypowy kształt nasuwał jej przypuszczenie, że to domowy wypiek. Może babcia sama piecze, przecież dla niej to nic trudnego. Mogłaby go jeść z samym masłem, które wyciągnięte z okrągłej foremki z kwiatkiem na dnie, oszałamiało mlecznym, jedwabistym smakiem. Afrodyta z łakomstwa, bo nie z głodu dokroiła sobie jeszcze jedną kanapkę i pochłonęła z apetytem. Gdy tylko skończyła, wiedziała już, że ma ochotę na następną.
-Koniec, bo zmieni się tu w beczkę, ładna ma być. Wypije herbatkę i ziemniaki skrobie, dużo, siostry też nienażarte. – Przerwała sjestę babcia wycierając ręce do swojego obrzydliwego podkoszulka
Wnioskując po rozmiarach przygotowanego gara to albo siostry, które miały lada moment przybyć były prawdziwymi olbrzymkami, albo miały kilka żołądków jak Alf, ten z kosmosu. Afrodyta patrząc na gar, zastanawiała się, czy przy swoich zdolnościach i braku doświadczenia, aby do zimy zdąży z taką ilością ziemniaków. Nie było łatwo, ale dzielnie walczyła z materią. Najpierw porwała rękawiczki strugaczką, przecięła nią też niewiadomym sposobem kciuka, a na sam koniec nie mogła się nadziwić, czemu te jej ziemniaki są takie łaciate. Przy obieraniu, po cichutku narzekała pod nosem, wymyślając sobie od niezdar i łamag, mocno dostało się też matce. Gdy skończyła, babcia odebrała gar i z prędkością, której nie obejmowały zmysły dziewczyny, poprawiła niedociągnięcia, jednocześnie smażąc mięso i ubijając robotem ciasto.
-One o mnie wiedzą?- Spytała, choć nie chciała przeszkadzać babci, która pracowała niczym w transie.
-A, co mają nie wiedzieć? Głupie nie są.
Niezbyt fortunne to tłumaczenie babci, przecież aż do wczoraj nie miała pojęcia o istnieniu babci, ani tym bardziej nie wiedziała o siostrach, a głupia nie była, w każdym nie za bardzo. Trochę zabolało, że istniały, nie licząc się jej samotnością i niewiedzą. Nie szukały kontaktu, czuła się tym dotknięta, odsunięta od rodziny. Jak ostatnia sierota stała teraz w cudzej kuchni, zastanawiając się, kim naprawdę jest ta poskręcana, dziwaczna staruszka, czarownicą terminatorem, szalonym naukowcem i nie miała zielonego pojęcia, gdzie albo jak szukać odpowiedzi. Dużo by dała, by wiedzieć, czy jej ojciec jest podobny do swojej matki, szalonej staruszki w berecie. Co to za rodzina? Kosmitów, wyrodków, nieudanych eksperymentów naukowych? Może nie, przecież ona sama nie potrafiła czytać w myślach ani też naciągać się w nieskończoność, chyba, że jest podrzutkiem? Może mężczyzna płacący na nią alimenty, wcale nie jest jej biologicznym ojcem, dawcą plemników? W sumie to i tak bez znaczenia, została przyjęta, zaakceptowana. Wcześniej, czy później i tak dowie się prawdy.
-Miesza na patelni żeby się nie przypaliło dobre żarełko, bo szkoda wielka byłaby, a nie o pierdołach myśli- Głos babci przywrócił ją do rzeczywistości.
Z prawdziwym zaangażowaniem godnym lepszej sprawy tak, jak jej przykazano, mieszała, podawała to, czego zażyczyła sobie babcia, a nawet nakryła do stołu. Te codzienne obowiązki nie wydały się jej ani pasjonujące, ale ani też nudne ot po prostu czynności, które trzeba odbębnić. Ledwo skończyły kuchenną krzątaninę, dom zaczął podejrzanie drżeć i świszczeć, a światło żarówki migać wszystkimi kolorami tęczy. Trzęsienie ziemi, kopalni w tym mieście też nie ma, żeby zaliczyć tąpnięcie, więc, co to? Rudera kończy swój żywot, a one skończą pod kupą gruzu i drzewa nagryzionego przez korniki? Na tym zadupiu nikt ich nie znajdzie, nikt nie przyjdzie z pomocą. Przez pierwsze minuty panicznie się bała o swoje zdrowie i życie, ale szybko zdała sobie sprawę, że źle interpretuje znaki. Choć to zupełnie nieprawdopodobne ta rudera z jakiegoś powodu się cieszyła. Dom wyrażający emocje, po tym, co już tu zobaczyła, nie specjalnie ją to zszokowało. Bo niby, dlaczego zrujnowany, zmieniający na zawołanie swój wystrój i położenie pomieszczeń dom nie mógł się cieszyć? Jak szaleć to szaleć i to najlepiej z przytupem i drżeniem ścian.
-No i znowu cyrk będzie i jak nie oszaleć z wariatami?- Stwierdziła babcia, poprawiając beret, pierwszy raz znikła z jej twarzy maska obojętności, widać było, że się cieszy z wizyty wnuczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.