czwartek, 8 lutego 2018

Nimfa. Strona 7






Spróchniałe deski schodów, które wcześniej cudem udało się jej pokonać i nie zapaść się do wilgotnej, zarośniętej grzybem piwnicy, teraz ukryte były pod niemiłosiernie wytartym chodnikiem. Runo poza pojedynczymi, lichymi, burymi kępkami wiele lat temu odpłynęło w niebyt, pokonał je niemiłosierny czas i kapciuchy babci w berecie, pozostała tylko ostra, jutowa osnowa. Nie rozumiała tylko, w jakim celu babcia w berecie rozwinęła ten koszmarek, chciała się pochwalić, że stać ją na chodnik? Nie zdążyła jeszcze przemyśleć, o co chodzi z tymi schodami, a już przeżyła następny szok. Kuchnia, bowiem okazała się być wypielęgnowanym, czyściutkim i przestronnym pomieszczeniem, za nic nie pasowała do tej rozpadającej się rudery. Pękaty, kaflowy, butelkowozielony piec dumnie zajmował jeden z kątów, przyciągał wzrok, zachwycała urodą i oryginalnością. Kuchenne szafki miały masywne, ciemne, dębowe fronty, a marmurowe blaty wyglądały na sterylnie czyste. Nie było obleśnych robaków, śmierdzącej pleśni i grzyba, których się spodziewała. Na gazowej kuchence stały trzy czyściutkie garnki, z których wydobywał się rozkoszny aromat, przyjemnie drażniący soki żołądkowe. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest głodna.
-Gotować umie?- Staruszka dźgnęła w nią swym cienkim, guzowatym palcem.
-Nie- Przyznała zakłopotana. Matka ciągle powtarzała, że są damami, a prawdziwe damy nie niszczą sobie rąk w kuchni, oczywiście przy sprzątaniu też nie, od tego miały gosposię. Miała być ponad to, przyziemne obowiązki nie mogły jej ograniczać, ani odbierać urody. Jedyne, czego od niej wymagano to, by zawsze pięknie wyglądała i była miła dla bogatych fagasów matki. Ostatnimi czasy zdarzało się, że miała ochotę poeksperymentować w kuchni, ale zbyt bała się matki i kary, jaką mogłaby za to dostać.
-Cholera rączek nie pozwalała brudzić.- Raczej stwierdziła niż spytała, szurając przy tym kapciuszkami, tak jakby miała ochotę zatańczyć.
-Ano nie pozwalała- Przyznała z niechęcią, choć miała wrażenie, że wcale nie musi odpowiadać staruszka i tak wszystko wie. W jakiś sposób śledziła ich życie, może jednak faktycznie była szpiegiem, czy po prostu tak dobrze znała jej matkę? A może miały w domu zainstalowaną ukrytą kamerę? Były uczestniczkami jakiegoś chorego show? A co jeśli matka sprzedawała ich prywatność? To było możliwe matka nie miałaby żadnych skrupułów, by ją tak wykorzystać, jeśli tylko mogła na tym dobrze zarobić.
-Od jutra zmieni mi się w Kopciuszka, z ochotą się zmieni, za stara jestem, by bachory niańczyć.
Z tym niańczeniem to staruszka w ponaciąganych gaciach trochę przesadziła, ale nie aż tak bardzo. Dopiero teraz w zrujnowanym budynku, który kiedyś na pewno był piękny i elegancki zdała sobie sprawę, że matka wychowywała ją na nieprzystosowaną do codziennego życia kalekę cóż z tego, że na własne luksusowe i wytworne podobieństwo. Prawda jest taka, że bez pomocy innych ciężko byłoby jej przetrwać, szczególnie na początku. Wstyd, naprawdę się wstydziła tego, że pozwoliła się zmanipulować, ukształtować na życiową łamagę, zależną od innych, nawet w najprostszych, codziennych sprawach.
Staruszka spojrzała na Afrodytę, poprawiła guzowatą dłonią beret, w oczach na chwilkę zamigotało jej światełko, a może tylko odbiło się światło lampy i westchnęła ciężko. A potem bez uprzedzenia, całkiem niespodziewanie jej guzowate, krótkie nóżki rozciągnęły się jak dwa kawałki gumy tak, że mogła bez trudu sięgnąć do wysoko powieszonej szafki i wyciągnęła talerze.
Afrodyta ze zdumienia otworzyła swe pełne, nieźle wykrojone, malinowe usta, ale nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zdawała sobie sprawę, że wyglądała jak ciemnowłosy, zdziwiony karp. Zresztą nie tylko zdziwiony, ale też zszokowany do granic możliwości karp, ale w tej sytuacji nie miało najmniejszego znaczenia jak ona wygląda. Jej wcześniejsza teoria legła w gruzach, wariaci mieli problemy z postrzeganiem rzeczywistości, ale na pewno nie potrafili transformować swojego ciała tak, by zmieniało kształt i proporcje tylko po to, by ułatwić im życie. To, co się stało, na pewno nie było naturalne i raczej niemożliwe. A może faktycznie ten smród przed domem uszkodził jej mózg i teraz widzi, coś, czego nie ma? Może babcia w berecie, czymś ją naćpała, tylko jak i kiedy? Chwilę trwało zanim doszło do niej, że wcale się nie boi, jest tylko bardzo, ale to bardzo zdziwiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.