niedziela, 18 lutego 2018

Nimfa. Strona10






-Zwierzątko, ładnie. Polubi ją szybko, wiem to. –Babcia czytała w myślach i nawet nie starała się tego ukryć.
To było wyjątkowo okropne doznanie, jak można bez pytania wchodzić do cudzej głowy? To prawie gwałt, obrzydliwe. Takie postępowanie było niemoralne, powinno być zakazane i surowo karane. Stanowczo nie zgadzała się na takie wchodzenie w zabłoconych gumofilcach w jej intymność, w jej myśli w jej leki i nadzieje. Tylko, czy mogła zakazać zwariowanej babci wycieczek do własnej głowy? Terminator buszujący w jej mózgu bez pozwolenia, czy mogło być jeszcze gorzej? Wpadła z deszczu pod rynnę, znowu była bezbronną, zagubioną smarkulą. Ktoś ją kiedyś przeklął? Czy zwyczajnie ma mega pecha?
-Nie mówiła przecież, że nie chce, więc nie narzeka teraz. Nie to nie, nie zależy mi, ale, żeby potem nie było, że nie interesuję, że odpycham. -Babcia westchnęła ciężko tak jakby to jej właśnie zrobiono krzywdę, albo, co najmniej gigantyczną przykrość. Wepchnęła Afrodycie w ręce litrowy sok jabłkowy, dzbanek z wodą i ruszyła do góry.
Po tym, co dziś zobaczyła i usłyszała naprawdę szalenie trudno będzie ją zadziwić, czy zaskoczyć. W tej chwili nie przerażała jej już perspektywa spędzenia nocy w tym zrujnowanym, dziwacznym domu. Może to i dziwne, może nawet głupie, ale nie zamierzała spać uzbrojona, a tę ciężką figurkę, którą schowała wcześniej pod poduszką, odstawi na miejsce, nie będzie się wygłupiać. Zresztą, gdyby babci w nocy odbijało i zmieniała się w krwiożerczą bestię, to i tak nie miała z nią szans, nie z kimś, kto rozciąga się niczym guma do majtek. Może brak instynktu samozachowawczego świadczył na jej niekorzyść, może to ona była bardziej pokręcona niż beret babci? Nie wiedziała. Pasowała tu, chociaż w swoim mniemaniu była całkowicie normalna. Nudna do bólu, bezbarwna i była całkowitym przeciwieństwem gospodyni. Nie wiedziała skąd, ale miała absolutną pewność, że na razie jest tutaj bezpieczniejsza niż własnym, luksusowo urządzonym domu. Intuicja? Bo na pewno nie zdrowy rozsądek. W świetle dnia babcia nie wyglądała na taką, która próbowałaby ją zjeść, no chyba, że z brokułami. Zresztą te wszystkie rozterki nie miały znaczenia, w jej sytuacji lepiej bez względu na to, co się może wydarzyć, zostać tutaj niż rozpocząć karierę ulicznej prostytutki, a tak prędzej, czy później, by skończyła, by zdobyć parę groszy na życie.

****

Obudziła się późno, koło jedenastej, słońce przedzierając się przez szklaną niczym nieprzesłoniętą ścianę werandki, zalewało złocistym, ciepłym światłem, pokój. Ledwo zdążyła się umyć i przebrać, a już jej szalona babcia kopnęła w drzwi tak, że o mało nie wypadły z framugi. Miała zamontowany tu czujnik, czy kamerę? Skąd wiedziała, że jej wnuczka wstała z łóżka, wzięła prysznic i wyskoczyła z piżamy? Odkąd Afrodyta zjawiła się w tym zwariowanym domu, ciągle trzaskały drzwi, to taki tutejszy zwyczaj? Też ma tak robić? Nie lubiła trzaskać.
-Śniadanko. I czemu głupia nie spała jak należy, tylko rozmyślała o pierdołach. Pomogło to?- Babcia była w doskonałym humorze.
Babcia miała rację faktycznie usnęła dopiero nad ranem, pewnie kilka chwil przed wschodem słońca. Targały nią zbyt mocne emocje, by mogła się wyciszyć i zapaść choćby w płytki, nerwowy sen. Podekscytowana próbowała zrozumieć, co właściwie się stało odkąd nacisnęła czarne oczko dzwonka na furtce i ile z tego, co wydawało jej się, że widziała, było prawdą a ile majakiem. Związała swój los z ruiną, którą można z dużą dozą optymizmu nazwać domem i z kimś, kto podał się za jej babcię, ale to nie było trwałe, dobrze rokujące na przyszłość rozwiązanie, już niedługo będzie musiała zdecydować, co dalej. Tyle godzin spędziła na rozmyślaniu, kombinowała całą noc jak koń pod górę, a wcale nie była od tego mądrzejsza. Osiągnęła tylko tyle, że była niewyspana.
-Nie pomogło- Przyznała niechętnie.
-To nie myśli, czasu nie marnuje, bo to szkodzi i jeszcze zmarszczek dostanie- Dziś babcia wystroiła się w fioletowe spodnie z niskim krokiem i nie był to zbyt szczęśliwy wybór, bo krok prawie sięgał jej starych, rozdeptanych kapci. Taki strój w sam raz dla uprawiających ekstremalne sporty, spodnie zamiast spadochronu. Widziała w telewizji wariatów surfujących w powietrzu w kombinezonach przypominających latającą wiewiórkę, babcia w tych spodniach spokojnie mogła ślizgać się nad szczytami gór. Litościwie nie wspominając o tym, że leista, świecąca tkanina uwypuklała kieszenie po brzegi wypełnione cukierkami. Koszulka babci wyglądała zupełnie tak, jakby właśnie wytarto nią niezliczone metry bardzo brudnych podłóg i w sumie nie wiadomo, jakiego przedtem była koloru. Na szczęście babcia pachniała świeżością i lawendą.
Korytarz, co nie powinno już jej chyba dziwić, od wczoraj uległ bardzo gwałtownej metamorfozie. Raz mu nie wystarczyło, dziś też musiał zszokować nieprzygotowaną na te zmiany Afrodytę. Był wściekle niebieski. Wszystko było niebieskie ściany, sufit, podłoga, drzwi nawet lampy. Chodnik na schodach oczywiście też się zmienił, posiadał znacznie więcej kępek runa niż wczoraj, dzisiaj do kompletu niebieskich. Wyglądał teraz jak letnia stołówka dla stada wściekłych moli no i z jakiegoś powodu przybyły mu do kompletu pręty w kolorze starego złota. Nie to jednak było najdziwniejsze. Wczoraj i tego była pewna, zasypiała na pierwszym piętrze, dziś schodziła z drugiego, zaś mijane pierwsze piętro wyglądało jak wielka oranżeria. Nawet nieprzytomna i zszokowana nie przeoczyłaby takiego dziwu, takiej puszczy w zrujnowanym domu. Na podłodze pomiędzy ogromnymi donicami z palmami i innymi roślinami, których nie znała, Afrodyta zauważyła szare myszy, które ni mniej ni więcej miały uszy królików. Powoli dreptając, smętnie ciągnęły te ogromne uszyska za swymi malutkimi ciałkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.