piątek, 23 marca 2018

Nimfa. Strona 15





Afrodyta poczuła, że zawartość jej żołądka niebezpiecznie zaczęła się poruszać. Nie potrafiła sobie w tej chwili logicznie poukładać świata. Babcia świruska z ciałem, które zaprzeczało prawom natury, fizyki nie wiadomo, czemu jeszcze, pradziadek ludożerca koneser młodych ludzkich udźców, a ona na dodatek podobno jest nimfą, ktoś tu na pewno zwariował. A może wszyscy mają zwidy od smrodu, który zaatakował ją zaraz za furtką? Może leży nieprzytomna a to dzieje się tylko w jej głowie?
-Zielona się nie robi, przecie mówię, że już nie je. A i matula, choć zarzekała się, że z tradycją nigdy i bez względu na koszty nie zerwie ludziny nie je od dawna. Lata po mieście w szarym moherowym bercie teraz, nawiedzona jest aż uszy bolą i kopa aż by się jej chciało dać w ten głupi tyłek. Jak dalej tak pójdzie świętą ją obwołają, cyrk mówię ci cyrk i płonąca stodoła.- Babcia zaśmiała się tak, że aż jej miotła wypadła z rąk, ta, na której opierała ciężar ciała i mało przez to z łóżka nie spadła.
Afrodycie wcale nie było do śmiechu wręcz przeciwnie, chciało się jej wymiotować, płakać i wrzeszczeć na całe gardło, a nawet demolować. Tylko uciekać się jej nie chciało. Tą resztką rozsądku, jaka jej jeszcze pozostała, powstrzymała się przed zrobieniem czegoś głupiego, czego mogłaby potem mocno żałować, czego nie dałoby się już odwrócić, naprawić. Jej ciało rozsadzała ogromna, niszczycielska, niosąca pożogę wściekłość, a mogła tylko mocno zacisnąć zęby. Jak mogła się pogodzić z faktem, że ma przodków, co lubili ludzki udziec i to nie w zamierzchłej przeszłości, ale całkiem niedawno, gdy kanibalizm nie był akceptowany. Normalnie genialnie, czego się jeszcze tutaj dowie? Że wujek jest jednorożcem a ciocia gotuje ludzkie dusze w smole?
-Tak i ona, choć przodkowie jej ludzinę chętnie i ze smakiem jedli i to często, to ona wcale nie musi. Tak i nimfą być nie musi, jeśli tylko tego nie chce. To tylko stan ducha, teraz jak już wie, to świadomy wybór ma. Sama decyduje, jaka chce być. Swoją ścieżkę znajdzie, bo wcale nie jakiś Mont Everest jest. I nie pyta innych głupio, co w sercu ma. Myśli sama od tego ma głowę, nie od parady, bo chyba ma? O ważnym niech pamięta, a drobiazgi to pył i kurz. Stara jestem, mówię, co wiem.- Pokiwała głową w taki sposób, że Afrodyta nie miała wątpliwości, co do tego, że babcia wie, o czym mówi.
-Nimfą jestem po….?- Nimfy w bajkach zawsze były piękne, a babcia delikatnie to ujmując do urodziwych nie należała, no chyba, że bajki w tej materii mocno mijają się z prawdą. Przeszłość należy do tego, co pisze kroniki i jeszcze trochę do tego, co za nie słono płaci. Co za problem, za trochę złota ze z zwykłej brzyduli zrobić piękność, po latach i tak nikt nie sprawdzi, no, bo niby jak i po co?
-Po matce, one zawsze chciwe nimfomanki są. – Babcia wstała, widocznie uważała, że to, co miało być wyjaśnione już jest jasne i nie ma, co tematu rozwijać. Ze swojej strony sprawę uważała za całkowicie wyjaśnioną.
Afrodyta dla odmiany miała zupełnie odmienne zdanie w tej kwestii. Nadal nie wiedziała niczego pewnego, nie dostała do ręki żadnego konkretu. Te skrawki informacji, które uzyskała przez przypadek niewiele jej wyjaśniły, a raczej prawdę mówiąc zdrowo namieszały w głowie. Uciekając z domu przynajmniej wiedziała, kim jest, teraz nawet to jej odebrano. Była nikim, nie przepraszam nimfą wnuczką ludożerców, nic tylko się pociąć, albo od razu zgłosić do wariatkowa..
-A ty, kim jesteś?- Spytała w akcie desperacji.
-Głupia ona, mało ma kłopotów? I po co jej to? Sama decyduje. Ona inna pierwsza, jedyna. Nigdy się tacy jak my nie połączyli i nie połączą więcej. Kształtuje historię, nową tradycję i nie martwi się i głupot nie opowiada, nie marudzi, tyłka nie zawraca normalnym ludziom. A ja jestem ja, babcia i wystarczy. Po co głupio pytać? I nie myśli tyle, bo nie ma powodu– Babcia puściła miotłę, którą przed chwilą zręcznym ruchem nogi podrzuciła do góry prosto w dłonie, a ta mimo to stała na baczność.
Starsza kobieta prychając niczym rozjuszony wściekły kot objęła Afrodytę chudymi, guzowatymi ramionami i stanowczo przyciągnęła do siebie. Przytuliła dość mocno. Była ciepła, pachniała biszkoptem i jabłkami. Ten niespodziewany uścisk przyniósł spokój i ukojenie. Byłoby idealnie gdyby tylko babcia przestała, choć na chwilę prychać. Afrodyta już drugi raz dzisiejszego dnia poczuła zdradzieckie pieczenie w okolicach powiek. Chwilę później nie bacząc na kategoryczne nauki matki, że dama nigdy, ale to przenigdy nie okazuje słabości. Płakała jak bóbr obficie mocząc babci obrzydliwą jak szmata do podłogi koszulkę. Korale uwierały w policzek i bolał ją kręgosłup, babcia była jednak dużo niższa niż Afrodyta, ale to nic. Dobrze było mieć rodzinę, nawet taką nietypową i nierealną ja ta. Nigdy nie czuła się częścią rodziny, matka ją po prostu posiadała, traktowała jak ładny, wartościowy przedmiot, dobrą inwestycję, nigdy nie okazywała uczuć, nigdy nie dała odczuć, że jest dla niej ważna, nigdy nie przytuliła, nie wsparła. Tu przyjęto ją tu taką, jaka była bez żadnych warunków, bez zastrzeżeń, co więcej babcia najwyraźniej chciała, by została niezależna i sama podejmowała decyzje. Nie obowiązywał tu sztywny regulamin, ściśle określający każdy krok i system kar. Może później to się zmieni, ale na razie było dobrze, to była nowość, w której pragnęła się odnaleźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.