poniedziałek, 18 grudnia 2017

5. Dijkstrek. Za nową postać zapłacił Piotr Pilny.








Za dużo wspomnień, za dużo butów i to wszystko na ruchliwej, ulubionej ulicy tego kolesia, co spaceruje z kosą ociekającą krwią. Taka nierozwaga mogła się dla niej źle skończyć, nawet definitywnie. A na to nie była gotowa. Prawdę mówiąc miała jeszcze kilka marzeń, kilka pomysłów i kilka flaszek przedniego wina w piwniczce, które nie mogło się zmarnować. W uliczce, w którą miała skręcić, czekało na nią dwóch mężczyzn w skórzanych kamizelach i czarnych spodniach. Uśmiechnęła się pod nosem, taki brak profesjonalizmu, był wręcz żenujący, obrażał ją. Nie zadali sobie nawet trudu, by jako tako dopasować się realiów miasta, tutaj nikt o zdrowych zmysłach się tak nie ubierał, chyba, że chciał się ugotować. Tych dwóch potraktowało ją jak szybkie, bezproblemowe zlecenie. Dostali wytyczne, wiedzieli gdzie będzie dziś przechodziła, to czekali, by zwyczajnie, bez wysiłku wbić jej nóż pod żebra. Przyjechali, by szybko zabić, dobrze zarobić i jeszcze szybciej wyjechać. Niedoczekanie ich. Ona też miała noże i trzech dyskretnie podążających za nią ochroniarzy a każdy był mistrzem w swym fachu. Nie bała się, wiedziała, że nie mają szans. Przyszła tutaj, bo ma ważną sprawę do załatwienia, mieli pecha, że przyjęli to zlecenie, ale to nie jej problem. Gdy tylko zorientowali się, że nadchodzi ich ofiara, nieporadnie udali, że rozmawiają, chcieli ją wziąć z zaskoczenia. Ten, który stanął do niej plecami miał zasłonić sztylet w ręku tego drugiego. Wzięli ją za głupią, bezbronną kobietkę, frajerzy. Zanim ten większy machnął nożem, czarny bełt przebił mu szyję. Zanim wbiła nóż w plecy tego drugiego, dojrzała jeszcze zdziwienie, niedowierzanie w oczach faceta z przebitą szyją. Nie spodziewał się problemów i nie spodziewał, że przyjdzie mu tu dziś umrzeć. Nie dobiła tego drugiego, od tego miała ludzi, którym płaciła fortunę. Kilka kroków dalej na drewnianej skrzyni siedział Dijkstrek. Dziś z burzą jasnych włosów, niedbale rozsznurowaną koszulą z bufiastymi rękawami wyglądał jak romantyczny kochanek, co to dopiero uciekł z łoża kobiety. Nie wiedziała skąd to skojarzenie, przecież wiedziała, że on nie gustuje w takich przyjemnościach. Pogroziła mu palcem, mógł ja ostrzec przed niebezpieczeństwem a jak zwykle tego nie zrobił.
Był następnym wspomnieniem, tylko, że on się nie rozmył, nie odszedł, tylko krążył i pilnował jej interesów. Był jej duchem i to dosłownie, choć on twierdził, że jest czymś więcej. Jej życie było kiedyś, tak różne od teraźniejszości, że już sama nie wierzyła, że mogła kiedyś być kimś innym. Rodziców miała zimnych niczym wystrojone, wyperfumowane marmurowe posągi, wymagających i bardzo, bardzo bogatych. Nie pamiętała, by matka kiedykolwiek ją przytuliła, albo, żeby pochwalił ją ojciec, były tylko wymagania i kary. Wychowano ją w przeświadczeniu, że ma zawsze pięknie wyglądać, pachnieć i sprawiać, żeby mąż czuł się niczym sam król. Miała przymykać oczy na jego wybryki, romanse i nałogi. Miała, tak jak jej matka, nie zauważać malinek na szyi męża, śladów szminek na koszuli, miała przynosić mężowi w zębach kapcie, jeśli tego zażąda. Miała dołożyć starań by ich życie wyglądało na idealne i szczęśliwe. Przez kilka lat tak właśnie żyła, bo nie miała wyboru, bo nie wiedziała, że można inaczej. Znała świat pozorów i bogactwa, gdzie nic nie było prawdzie i warte poświęcenia skąd mogła wiedzieć, że może być inaczej? Coś w niej pękło, gdy przez zupełny przypadek złapała męża z inną kobieta w ich małżeńskim łożu. Nie mogła dłużej udawać, czuła, że się dusi, że wariuje. Wniosła o rozwód, i została sama. Wyparli się jej rodzice, teściowie i całe towarzystwo nawykłe do życia w kłamstwie. Przy podziale majątku okazało się, że niewiele zostało z jej ogromnego wiana, mąż roztrwonił wszystko na kobiety i karty. Adwokat, który ją rozwodził był stary ledwie widział, ale nie był głupi. Poradził, by spieniężyła wszystko, co zostało i próbowała ułożyć sobie życie, gdzieś, gdzie jej nie odnajdzie były mąż. Gdy zażądała rozwodu, myślała, że wszystko zostanie po staremu, że tak naprawę naprawdę nic się nie zmieni tyle, że zawsze będzie spała i jadała sama. Nie przerażało jej to, mąż zdążył ją przyzwyczaił do samotności, te ciągłe miłostki i romanse zajmowały mu większość czasu. Miała nadzieję, że będzie w końcu spokojnie żyła. Nie miała żadnego planu, była zwyczajnie wściekła, zraniona i nie zastanawiała się na konsekwencjami. Nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem, była zupełnie bezradna, zagubiona, sama. Od dziecka ktoś za nią decydował, najpierw apodyktyczny, nieznoszący sprzeciwu ojciec a potem mąż. Nie potrafiła o siebie zadbać a jednak zebrała się na odwagę i wyjechała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.