czwartek, 14 grudnia 2017

2. Dychotomia. Strona zapłacona przez Ania7830









Takie buty potrafił uszyć człowiek, który mieszkał na innym kontynencie. Nie był szewcem, był bogatym, trochę niespełna rozumu, znudzonym artystą, który dla zabawy wytwarzał najlepsze obuwie na świecie. Choć wyglądały niepozorne i były specjalnie postarzane, tak by wyglądały na znoszone, były wygodne i nie przemakały, kosztowały majątek i nie można było ich zamówić, gdy się miało na to ochotę. Najwięksi szczęściarze dostępowali zaszczytu i wtedy na specjalnej audiencji mogli przekonywać mistrza, że niczego nie pragną na tym świecie tak bardzo jak obuwia z jego warsztatu. Niestety rzadko kiedy wystarczyły zapewnienia, że jego wyroby wypełniają senne marzenia, że są bardziej pożądane niż najpiękniejsza z kobiet, cenniejsze niż diamenty. U niej nie było mowy o błaganiu, lizusostwie i uniżoności, była z miasta w którym jeśli się czegoś chce, to się zabija a nie prosi. Pomógł jej przypadek. Zresztą najlepsze rzeczy w jej życiu zdarzały się przez przypadek, żadna tam ciężka praca, rozsądek i staranne planowanie. Mogła harować do bólu kręgosłupa, mogła urobić sobie ręce aż do łokci, wymiotować z niewyspania, mdleć, bo brakowało czasu by zjeść a nigdy nic nie szło jak powinno. Wystarczyło jednak, że wychodziła ze schematu, że się wściekła, traciła rozum w wyniku czego, robiła coś głupiego, zaskakującego otoczenie, ale i ją samą a dostawała w prezencie okruch szczęścia. No i stara książka w złoconej, skórzanej oprawie, ona też pomogła. Zdecydowanie to ona przechyliła szalę na jej stronę.
Mżył deszcz, śmierdziało starym, zjełczałym tłuszczem a on wymachując rękami wielkimi jak bochny chleba, wrzeszczał na straganiarza sprzedającego jaja, akurat na uliczce przy której wynajęła kwaterę. Wyzywał chłopa w zniszczonym, połatanym kaftanie od morderców, wyzyskiwaczy, feudalnych panów, rabusiów, nienasyconych, bogatych chciwców. Wrzeszczał tak, że ślina pryskała a ludzie przystawali w bezpiecznej odległości i czekali na rozwój sytuacji. Wystraszony sprzedawca próbował tłumaczyć, że zaraza zdziesiątkowała drób, że to nie jego wina, ale ten drugi nie słuchał, miał już wyrobione zdanie na temat cen i kramarza. Normalnie przeszłaby, nie zwracając uwagi na awanturnika, ale była wściekła, bo po pierwsze zawsze kiedy oddaliła się od miasta, na dłużej niż jeden dzień, świrowała. Zamiast się cieszyć, że żar nie lał się z nieba na jej rozpaloną od upałów głowę, że piasek nie wbijał się w zęby i majtki, to ona była nieszczęśliwa, tak bardzo, że na przemian, to krzyczała, to płakała. Miasto ją zniewoliło, zakuło w kajdany i nie potrafiła się uwolnić. Po drugie, rozdarła swoje ulubione spodnie. Po trzecie przez cały tydzień próbowała odzyskać od tutejszego księcia swoją książkę a on nie chciał oddać i nie ukrywał, że nie ma zamiaru się z nią rozstać. Źle trafił to była jej własność a ona nie należała do ludzi, którzy odpuszczają i byle książe nie będzie jej okradał. Dopiero dzisiaj, gdy w napadzie szału przypomniała mu skąd pochodzi i że nigdy nie rozstaje się ze swymi sztyletami i trucizną, błyskawicznie przemyślał sprawę i oddał księgę jakby go paliła. Jakoś będzie musiała przeżyć, że już nie zaproszą jej do księcia na partyjkę, który to był nałogowym, nieuleczalnym hazardzistą. Po czwarte miała okres a to samo wystarczyło by miała ochotę zburzyć pół dzielnicy. A to wszystko razem do kupy to już była prawdziwa mieszanka wybuchowa.
W pierwszym odruchu chciała przywalić kłótnikowi księgą, ale przypomniała sobie ile trudu i nerwów kosztowało ja odzyskanie tego cennego dzieła. Z drugiej strony, nie chciała być kojarzona z powiedzeniem, że słowa zabijają. Gwałtownie zatrzymała rękę a to spowodowało, że rozluźniła palce i księga się otworzyła. Zaskoczona i wściekła, nie wiedziała, co zrobić, więc spojrzała na litery, udając, że właśnie to było jej zamiarem.
-Dychotomia myślowa- przeczytała i poczuła się jak prawdziwa wiedźma. Gdyby chciała znaleźć odpowiednie hasło, to zajęłoby to jej co najmniej kilka godzin. A tu czar mary i jest. Nie żeby tego szukała, bo by nie szukała, przecież, nawet nie wiedziała, że coś takiego jest. Nie rozumiała szybko przeczytanej definicji, ale z grubsza pasowało do tego co wykrzykiwał awanturnik
Mężczyzna zamarł, zupełnie tak jakby czas się zatrzymał, nawet nie mrugał powiekami, nie miała pewności, czy jeszcze oddycha. Wyglądał jak posąg, był nawet przystojny jak nie pluł i się nie darł jak szaleniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.