sobota, 25 sierpnia 2018

Nimfa. Strona 26






-Wierzy w siłę, nie w słabość. Patrzy i nie myśli za dużo, to szkodzi jej.- Poradziła całkiem przyjaźnie babcia, po czym nie czekając na reakcję wnuczki, ruszyła przed siebie niczym kozica.
-Tu wszystko jest jak najbardziej realne, to nie jest serial babci. Jeśli, czego ci oczywiście nie życzę, rozwalisz kolano, to będzie krwawić, boleć, czy co tam jeszcze jest w wachlarzu nieszczęść nawet, jeśli stąd wyjdziemy. Podejdź do tego poważnie- Ostrzegła ją Franciszka, poprawiając plecak.
Nie podobało się jej to, co widziała wokół siebie. Z lewej strony świat nieprzyjemnie zasłaniały strome, prawie pionowe, kamienne, przerażające ściany. Dzikie i poszarpane kojarzące się z rozbitą butelką, chropowate skały. Gołe jak gdyby wszystko, co żywe uciekało, nie chciało mieć do czynienia z tym niegościnnym kawałkiem świata, okopcone czernią taką prawie piekielną, przygnębiające. Tak nieprzystępne, że nie musnęła ich ani rachityczna zieleń mchów, ani nawet przybrudzone lodowe języki. Z prawej strony nie było wcale lepiej ostra, postrzępiona, gęsto nabijana kamiennymi szpilami grań, przerażała. Musiała jednak przyznać, że w tej grozie czaiło się piękno takie zimne, zbyt trudne do opisania zwykłymi słowami, urzekające. Tyle, że do niej nie przemawiał akurat ten rodzaj estetyki może, dlatego, że zbyt szybko poczuła ból w łydkach. Nie skarżyła się wiedząc, że nic to nie da, w końcu przed chwilą babcia niczym zielony yoda z „Gwiezdnych Wojen” kazała wierzyć w siłę. Szła przed siebie, bo nie miała innego wyjścia, zawzięcie walcząc z coraz to bardziej rozrastającą się w niej niechęcią i rezygnacją. Bez najmniejszej choćby iskry wiary, wmawiając sobie, że ta cała wyprawa może się jej jeszcze spodobać, jednocześnie motywowana resztkami rozsądku pilnując, by nie zostać zbytnio w tyle. Szła i szła bolały ją łydki, nienawidziła wszystkich i całego świata, a na dodatek brakowało jej już słów by wyrazić swoją frustrację. Oślepiona słońcem, gdy ocierała rękawem pot z czoła, zauważyła na niemal pionowym, kamiennym stoku zmieniające swe położenie czarne plamy, przyglądała się im nie zwalniając kroku, by ze zdziwieniem uzmysłowić sobie, że te czarne plamy to zbiegające kozice. Oczywiście zszokowana tym odkryciem zapomniała, że trzeba uważać na wystające kamienie i potknęła się jak jakaś bezmyślna niemota. Ciężki plecak przeważył, przez chwilę walczyła, próbowała załapać równowagę, ale od początku była skazana na przegraną w tej nierównej walce z ze światem i ciężarem, którego nie powinna nosić na plecach. Wylądowała na kolanach, podpierając się rękami, by nie upaść na twarz. To było strasznie upokarzające i nie wiedziała, co zrobić, by zmień ten stan rzeczy. Trwało chwilę zanim zdała sobie sprawę, że piecze ją skóra dłoni, poraniona o drobne kamyczki, mimo to właśnie w tej chwili znalazła pozytyw, zwyczajnie ucieszyła się, że zdołała się uchronić twarz przed zderzeniem ze zdradziecką ścieżką.
-Musi głupia wiedzieć, co ważniejsze, bo się zabije jeszcze, głowę ma niech używa, pilnować jak niemowlaka ochoty nie mam ja- Babcia złapała ją za plecak i uniosła do góry, stawiając na nogach. Zupełnie tak, jakby podnosiła małego psiaka. Nawet się nie zastanawiała jak to w ogóle możliwe, że tak niska i chuda istota mogła nią podrzucać jak piórkiem. Widziała już przecież w kuchni jak babcia potrafi wbrew wszelkiej logice rozciągać swe ciało do nieludzkich rozmiarów, a teraz do kompletu dowiedziała się, że jest mocarzem. Wymamrotała po nosem podziękowanie, otrzepała dłonie, z których na szczęście nie ciekła krew, po czym wytarła je o spodnie. Mogła iść dalej, choć bardzo tego nie chciała.
Musiały iść, co najmniej ze dwie godziny, choć jej wydawało się, że minęły już całe wieki, maszerowały wąską ścieżką ułożoną z miarę równych kamieni. Niby wyimaginowany świat, a ktoś zadał sobie trud i zadbał o komfort piechurów, a może właśnie, dlatego, że wymyślony, dlatego przyjazny, by namieszać w głowach, by za chwilę nieprzyjemnie zaskoczyć? Czuła, że jeśli nie odpocznie, to nogi zwyczajnie odmówią jej posłuszeństwa i zmienią się dwa nieruchome, kamienne słupy. Ze zmęczenia i braku nadziei wrośnie w ścieżkę i zostanie tu na zawsze niczym posąg, przestroga dla innych, nierozważnych wędrujących. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czy bywał tu ktoś inny niż babcia i osoby, które dostępują zaszczytu dotrzymania jej towarzystwa, nawet, jeśli robią to w brew własnej woli? Nie miała pojęcia. Może to wcale nie był świat babci, a ona jedynie znalazła do niego drogę i korzystała za przyzwoleniem prawdziwego właściciela? Tylko, kim on mógł być? Kto był na tyle potężny i mądry, że mógł stworzyć swoją wersję rzeczywistości? Babcia była wyjątkowa i bardzo mocno wykraczała poza ramy tego, co w zwyczajnym życiu rozumiemy, jako normalność, ale czy była aż tak potężna, czy starczyłoby jej sił i umiejętności? Miała serdecznie dość tej całej wycieczki, pytań bez odpowiedzi, niewiedzy i bólu. Stało się w końcu to, czego się jeszcze przed chwilą obawiała, stała w miejscu, nie zdolna się poruszyć, nie mogła nawet poruszyć placami w butach, nogi stanowczo odmówiły posłuszeństwa. Mogą na nią krzyczeć ona dalej nie pójdzie. Na nic sztuczki babci, może ją straszyć do woli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze na tym blogu można dodawać bez logowania, anonimowo, dlatego są moderowane. Z tego powodu czasem trzeba zaczekać na zatwierdzenie napisanego komentarza.